
Mieczysław Wachowski (ur. 21 grudnia 1950 w Bydgoszczy) – polityk, w latach 1990–1995 szef Gabinetu Prezydenta RP Lecha Wałęsy, w latach 2014–2016 prezes fundacji Instytut Lecha Wałęsy.
Ukończył Technikum Mechaniczno-Elektryczne w Bydgoszczy (1969), po czym podjął studia w Wyższej Szkole Morskiej w Gdyni, których nie ukończył. Następnie pracował w różnych zawodach: jako technik w Dyrekcji Rozbudowy Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni (1972 - 1974), specjalista w Zakładzie Farb Okrętowych w Gdyni (1974-1976), kierownik sekcji w Zarządzie Portu Gdynia (1976-1978).
We wrześniu 1980 został osobistym kierowcą i asystentem przewodniczącego NSZZ „Solidarność” Lecha Wałęsy. Jego obecność w otoczeniu przewodniczącego „Solidarności” budziła zaniepokojenie części działaczy, ze względu na pojawiające się już wtedy podejrzenia o jego współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. Po stanie wojennym nie utrzymywał kontaktów z Wałęsą i „Solidarnością”, by ponownie pojawić się w otoczeniu Wałęsy w 1989, jako jego osobisty sekretarz.
Po wygranych przez Lecha Wałęsę wyborach prezydenckich w 1990 został zatrudniony w Kancelarii Prezydenta jako podsekretarz stanu i szef gabinetu prezydenta. Cieszył się dużym zaufaniem prezydenta, który w krótkim czasie awansował go kolejno na sekretarza i ministra stanu. Jego nieformalne wpływy w Kancelarii Prezydenta były jedną z przyczyn konfliktu, który doprowadził do zerwania współpracy z Lechem Wałęsą przez część urzędników Kancelarii (związanych głównie z Porozumieniem Centrum), m.in. braci Jarosława i Lecha Kaczyńskich.
Podejrzany o przyjęcie w 1993 łapówki w wysokości 150 tys. dolarów, w zamian za którą Lech Wałęsa skorzystał z prawa łaski wobec Andrzeja Zielińskiego ps. „Słowik”. W kolejnych latach narastało wokół jego osoby coraz więcej wątpliwości. Przypisywano mu rolę szarej eminencji, mającej duży i szkodliwy wpływ na osobę Lecha Wałęsy oraz w nieformalny sposób wpływającej na służby specjalne i siły zbrojne, wykorzystującej te instytucje dla osobistych rozgrywek politycznych z opozycją. Szczególnie środowisko Porozumienia Centrum (m.in. Jarosław Kaczyński) podnosiło zarzuty jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa czy nawet pracy w niej na etacie kadrowego oficera oraz wykorzystywania Urzędu Ochrony Państwa dla inwigilacji prawicy.
W sierpniu 1995, tuż przed wyborami prezydenckimi został odwołany ze stanowisk zajmowanych w Kancelarii Prezydenta RP, pozostając formalnie jej pracownikiem aż do czasu objęcia obowiązków głowy państwa przez Aleksandra Kwaśniewskiego.
W późniejszych latach ponawiane były wobec niego przez różne środowiska polityczne rozmaite zarzuty. Lech Kaczyński nazwał go w wywiadzie radiowym „wielokrotnym przestępcą”, co skutkowało następnie procesem, w którym Sąd Rejonowy w Warszawie wydał wyrok niekorzystny dla Kaczyńskiego. Po apelacji Lecha Kaczyńskiego, Sąd Okręgowy w Warszawie wyrokiem z 14 grudnia 2005 skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Na mocy przepisów Konstytucji RP, od 23 grudnia 2005 (w związku z objęciem urzędu prezydenta i chroniącego go immunitetu prezydenckiego) postępowanie karne uległo zawieszeniu, a możliwość przedawnienia ewentualnego przestępstwa wstrzymana.
29 września 2014 zastąpił Piotra Gulczyńskiego na stanowisku prezesa Instytutu Lecha Wałęsy.
We wrześniu 2016 przestał pełnić tą funkcję.
We wrześniu 2005 został on zatrzymany przez funkcjonariuszy ABW. Prokuratura postawiła mu zarzuty płatnej protekcji i pomocnictwa przy płatnej protekcji oraz zarzut ukrywania dokumentów.
18 stycznia 2007 funkcjonariusze ABW ponownie dokonali zatrzymania Wachowskiego pod zarzutem obietnicy płatnej protekcji w wysokości 2 mln zł, za którą to sumę Wachowski obiecał wypuszczenie z aresztu śledczego jednego z podejrzanych. Za czyn ten grozi do 10 lat pozbawienia wolności. 21 lutego 2007 został zwolniony za kaucją w wysokości 200 tysięcy złotych, którą wpłacił Lech Wałęsa.
18 stycznia 2008 sąd nieprawomocnie skazał Wachowskiego na pół roku więzienia w zawieszeniu za składanie fałszywych zeznań.
Osoba Wachowskiego od początku budzi w "Solidarności" zainteresowanie i kontrowersje. Starzy działacze WZZ - Anna Walentynowicz, Joanna i Andrzej Gwiazdowie od początku mówią wręcz o agenturalności Wachowskiego i powiązaniach tej postaci ze strukturami bezpieki. Wachowski przedstawianej mu wersji nie zaprzeczył i nie potwierdził, a ostatnie słowo należało do Wałęsy, który podjął ostateczną i nieodwołalną decyzję zgadzając się na to, żeby Mietek pełnił funkcję jego kierowcy. Działaczom WZZ, którzy bacznie obserwowali starające się o pracę w "Solidarności" osoby, Wachowski przypominał Edwina Myszka, jednego z założycieli Wolnych Związków Zawodowych, zdemaskowanego w 1978 r. agenta służby bezpieczeństwa. Zadaniem Myszka był prawdopodobnie współudział w założeniu i kontrolowanie opozycyjnej struktury, która w odpowiednim momencie posłużyłaby władzom jako zapalnik do rozruchów i pomogła np. w przejęciu władzy przez jedną z partyjnych frakcji. Nowy szofer Wodza przypominał Myszka swoim zachowaniem, podobnym stosunkiem do ludzi, łączyły ich także pewne cechy osobowościowe. Za niekwestionowanego specjalistę w dziedzinie agenturalności i współpracowników SB w strukturach Związku uchodził wówczas działacz KOR na Wybrzeżu Bogdan Borusewicz, który dziś kategorycznie odmawia rozmowy na temat Wachowskiego, twierdząc jedynie, że prawdopodobne jest, iż taka osoba pracowała w 81 r. w strukturach "Solidarności" i być może "zbieżność jej nazwiska z nazwiskiem osobistego sekretarza Lecha Wałęsy nie jest przypadkowa".
1 grudnia 1980 r., co potwierdzają przechowywane do dziś w archiwum "Solidarności" dokumenty, Wachowski dostaje etat w Związku. Zatrudniono go w dziale administracyjno-gospodarczym, przez pewien czas figuruje na liście jako zaopatrzeniowiec z płacą 6 tysięcy złotych miesięcznie. W rzeczywistości od początku jest szoferem Wałęsy. Przebywa w bezpośrednim otoczeniu Wodza wraz z grupą najbliższych współpracowników - sekretarzem Lecha Wałęsy Andrzejem Celińskim, Arkadiuszem Rybickim, jego siostrą Bożeną, Henrykiem Mażulem i zmieniającymi się wciąż sekretarkami. Jego rola jest od początku jasna. Wozi Przewodniczącego po mieście, spędza z nim setki godzin, przywozi go do domu po pracy i zabiera wcześnie rano z Pilotów na Wrzeszcz. Ma być do dyspozycji o każdej porze i słuchać poleceń Wodza. Mieszka wtedy przy ulicy Chylońskiej w Gdyni-Chylonii, w standardowym M-4. Nie jest to jeszcze dom, o którym Wachowíski zawsze marzył, ze szwedzkim kominkiem i ogródkiem, zapewnia jednak minimum rodzinnego komfortu. Mankamentem nowego lokum jest odległość - Wachowski pokonuje codziennie kilkadziesiąt kilometrów, przyjeżdżając z Gdyni-Chylonii do Gdańska i wożąc po mieście Przewodniczącego. Jest wszędzie, gdzie jest Wałęsa. W niedługim czasie poznaje wszystkie jego tajemnice i upodobania. Wie, z kim spotyka się szef Związku i przed kim chce niektóre ze swoich spotkań ukryć. Jest najlepiej ze wszystkich współpracowników zorientowany w grymasach i przyzwyczajeniach Wałęsy. Każdy dzień spędzony razem umacnia jego pozycję i zbliża do Wodza. Wałęsa potrzebuje wtedy osoby całkowicie oddanej i nie rozgrywającej swoich gier, kogoś, z kim może być nie tylko na stopie zawodowej, ale także towarzyskiej. Mietek od początku przypada swojemu pracodawcy do gustu. W "Drodze nadziei" Wałęsa scharakteryzuje go jako kaskadera i człowieka do wszystkiego, z którym "spędził rok w «Solidarności», prawie się nie rozstając". Nowy kierowca zna sposób na wejście w łaski Wodza. Darzy go wierną, odwzajemnioną miłością i oddaniem. Z uwagą też śledzi karierę i poczynania swojego pryncypała.
Zarzuty o współpracę z bezpieką wobec Mieczysława Wachowskiego padają już od wielu lat. Początkowo podejrzenia takie formułowali głównie działacze Wolnych Związków Zawodowych. Wśród oskarżających kierowcę i powiernika przewodniczącego „Solidarności” o związki ze Służbą Bezpieczeństwa znalazł się też – co warto dziś przypomnieć – Jacek Kuroń.
Uważał on Wachowskiego za „specjalnego ochroniarza przydzielonego Wałęsie przez [Czesława] Kiszczaka”. Notabene powodem oskarżeń ze strony współzałożyciela Komitetu Obrony Robotników pod adresem bliskiego współpracownika Wałęsy były jego znajomość angielskiego oraz to, że o polityce „Solidarności” oraz jej uwarunkowaniach wypowiadał się „z dużym sensem i zrozumieniem rzeczy”… Na niekorzyść Wachowskiego miało ponadto przemawiać to, że zwracał się do milicjantów z drogówki takim tonem, iż ci go słuchali… A także inne, poważniejsze już argumenty, np. nagrywanie (bez wiedzy zainteresowanych) wydarzeń z udziałem Wałęsy czy prowadzenie notatnika z zapiskami dotyczącymi osób kontaktujących się i współpracujących z przewodniczącym „S”.