Serwis poświęcony elitom politycznym w Polsce po 1989 roku (Okrągły Stół)
Rudolf Skowroński
Rudolf Skowroński
Rudolf Skowroński

Ten pochodzący z Milanówka były student Aka­de­mii Teologii Katolickiej w latach 70. wy­je­chał na saksy, a po powrocie w 1984 roku za zarobione 10 tys. dolarów założył firmę po­lo­nij­ną Helios, zajmującą się pro­du­kcją na­le­pek. Powołany trzy lata później Inter Com­merce miał już kapitał zakładowy w wy­so­ko­ści 5 milionów złotych.

Rudolf Skowroński to nie byle kto. Prezes fir­my Inter Commerce, po 1989 roku im­por­tu­ją­cej do Polski tanie telewizory GoldStar, a póź­niej zajmującej się wykupem terenów pod hipermarkety oraz ich pro­jek­to­wa­niem i budową. Prowadził interesy z takimi gigantami jak Carrefour. Sam nigdy nie dbał o publicity. Wręcz odwrotnie, nie pozwalał się fo­to­gra­fo­wać i unikał rozgłosu.

Jego nazwisko stało się szeroko znane dopiero w 2001 roku dzięki Andrzejowi Lepperowi, który z sejmowej trybuny oskarżył kilku polityków PO i SLD o branie łapówek właśnie od Skowrońskiego.

Andrzej Lepper
Andrzej Lepper

Lepper powoływał się na informacje Bogdana Gasińskiego, pracownika Skowrońskiego w je­go gospodarstwie rolnym. Wtedy też pojawił się wątek talibów lądujących w Klewkach - wielokrotnie wyśmiewany, choć za nieścisłymi informacjami Gasińskiego stały prawdziwe interesy Skowrońskiego: biznesmen za­mie­rzał handlować szmaragdami z afgańskim ge­ne­ra­łem Ahmadem Shahem Masudem, prze­ciw­ni­kiem talibów.

Ale prawdziwe interesy Skowrońskiego to ha­n­del ziemią pod supermarkety - dzięki niemu majątek biznesmena sięgnął 160 milionów złotych. Ostatnio gorzej mu się wiodło, ale właśnie zaczął stawać na nogi. Po latach wojny o 20 milionów dolarów, jakie - jego zdaniem - winien był mu Carrefour, zawarto wreszcie ugodę. Skowroński miał dostać przynajmniej część tej sumy. Potencjalni porywacze mogli liczyć, że za zamożnego biznesmena rodzina chętnie zapłaci nawet spory okup. Ale telefon, ani u żony, ani u siostry, nigdy nie zadzwonił.

Dochodzenie w sprawie domniemanego uprowadzenia rozpoczęła 24 sty­cznia 2005 roku Śródmiejska Prokuratura Rejonowa w Warszawie. Czyn­no­ści operacyjno-rozpoznawcze prowadzili policjanci z Wydziału Terroru Kry­mi­na­l­ne­go i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji. Nie znaleźli jednak ża­d­ne­go świadka. Nikt nic nie widział.

Był 18 stycznia 2005 roku. Nieco po szóstej wieczorem. Uliczkami Starego Miasta w Warszawie wolno sunął srebrny jaguar na niemieckich numerach rejestracyjnych. Zatrzymał się przed kamienicą przy ul. Brzozowej. Z sa­mo­cho­du wysiadł wysoki, ostrzyżony na jeża mężczyzna. Bardziej wyglądający na ochroniarza niż biznesmena, którym był w rzeczywistości. To Rudolf Sko­wro­ń­ski, właściciel majątku szacowanego na 160 mln złotych. Samochód ruszył dalej, kierowca jak zwykle odprowadzał jaguara na pobliski strzeżony parking. Skowroński nacisnął przycisk domofonu z numerem swojego mie­sz­ka­nia. Poprosił żonę Edytę, żeby otworzyła drzwi.

Wtedy słyszała go po raz ostatni. Ale z tego, że mąż nie dotarł do mie­sz­ka­nia, zdała sobie sprawę dopiero trzy godziny później. Apartament Sko­wro­ń­skich na Starówce jest ogromny, składa się z kilku połączonych lokali na ró­ż­nych poziomach i Edyta Skowrońska mogła nie natknąć się na męża przez dłuższy czas. Potem, na policji, zeznała, że nawet nie wie, czy mąż wszedł do mieszkania, czy nie. Ona go nie widziała. W nerwach czekała przez całą noc. Rano, razem z siostrą męża, złożyły zawiadomienie o za­gi­nię­ciu.

Minął rok i nie sposób ani potwierdzić, ani obalić żadnej z hipotez, które postawiła policja i zatrudnieni przez rodzinę detektywi. Czy Skowroński został porwany? Czy ukrywa się? Jeśli tak, to przed kim? A może został zamordowany, bo jego działalność kolidowała z interesami kogoś po­tę­ż­nie­j­sze­go?

Żona i siostra przez parę tygodni starały się być bez przerwy pod telefonem i każdy dzwonek budził w nich nadzieję, że odezwą się porywacze żądający pieniędzy. Pierwszą i najbardziej oczywistą hipotezą było bowiem porwanie dla okupu. 54-letni - w chwili zaginięcia - Skowroński mógł wzbudzić za­in­te­re­so­wa­nie porywaczy.

22 kwietnia 2005 roku prokuratura umorzyła sprawę po raz pierwszy. Na wniosek rodziny śledztwo było wznawiane jeszcze dwa razy i znowu 30 gru­dnia 2005 roku zostało umorzone. Powód? Zawsze taki sam: "Brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia prze­s­tęp­stwa" - tłumaczy krótko szef prokuratury śródmiejskiej Piotr Woźniak. Rów­nie ma­ło­mów­na jest policja. - Postępowanie dotyczyło uprowadzenia. O czyn­noś­ciach operacyjnych nie mogę mówić, bo objęte są tajemnicą. Po­wiem tyl­ko, że na podstawie dokonywanych sprawdzeń policjanci nabrali prze­ko­na­nia, że przestępstwo nie zaistniało - mówi Mariusz Sokołowski, rzecznik pra­so­wy Komendy Stołecznej Policji. Pytany o dowody wy­klu­cza­ją­ce up­ro­wa­dze­nie biznesmena mówi tajemniczo: - Mógł być widziany w in­nym mie­j­scu.

Tu się pojawia druga hipoteza, że Rudolf Skowroński sam zorganizował swoje zniknięcie i od roku się ukrywa. Na przykład w swoim pięknym, piętrowym domu w Młynniku koło Sorkwit na Mazurach, odgrodzonym od świata kilkudziesięcioarową działką. Jest - jak ustaliliśmy - jeden świadek, sąsiad, który twierdzi, że widział tam Skowrońskiego w lutym 2005 roku, gdy na balkonie bawił się z psem. Być może właśnie jego zeznania stały się dla policji i prokuratury koronnym dowodem, że Skowroński żyje, ale się ukrywa.

Przed kim lub przed czym? Być może przed wymiarem sprawiedliwości. W łódzkim sądzie toczył się proces byłego prezydenta Łodzi Marka Cze­kal­skie­go, oskarżonego o przyjęcie 200 tys. złotych od Rudolfa Sko­wro­ń­skie­go za korzystną sprzedaż gruntu. Oskarżonym w tej sprawie jest też Sko­wro­ń­ski. - Jego nieobecność nic nie zmienia. Złożył wyjaśnienia, jego ob­roń­ca jest obecny na rozprawach i aktywnie uczestniczy w procesie - mówi Grażyna Jeżewska, rzeczniczka łódzkiego sądu.

Jest jeszcze sprawa w Olsztynie wszczęta z doniesienia Bogdana Ga­siń­skie­go. Chodzi o wyłudzenie w 1999 roku dopłat na przechowywanie zboża i kredytów preferencyjnych na kwotę nie mniejszą niż 823 tys. złotych. W 2004 roku Skowroński był przesłuchiwany w tej sprawie jako świadek. Już po jego zniknięciu prokuratura postanowiła przedstawić mu zarzuty i nie mogąc ustalić jego miejsca pobytu, 9 września 2005 roku wystosowała za nim list gończy. - To dobrze. Może wreszcie zaczną mojego brata szukać - komentuje krótko siostra biznesmena Dagmara Skowrońska.

Ale równocześnie najbliżsi Rudolfa Skowrońskiego nie wierzą, aby - nawet ryzykując skazanie przez sąd - opuścił on dom i wyrzekł się kontaktów z ukochanym trzyletnim synkiem Rudolfem juniorem. Zresztą rok ukrywania się musi sporo kosztować, a - jak się dowiedzieliśmy - karty kredytowe, jakie przy sobie miał 18 stycznia 2005 roku Skowroński, nigdy nie zostały użyte. Nie było też ani wcześniej, ani po zaginięciu żadnych podejrzanych przelewów z kont biznesmena.

A w dodatku mazurska policja podważa wiarygodność świadka, który zez­nał, że widział biznesmena w lutym w domu na Mazurach. - Rozmawiałem z nim i trudno mi jego relację uznać za wiarygodną. To nie było tak, że on tę osobę widział z bliska. On widział z daleka sylwetkę, a i też nie wiadomo, czy nie wcześniej niż w lutym - mówi Mirosław Len, policjant z rewiru dzielnicowych w Sorkwitach, któremu podlega Młynnik. - Znamy sprawę, sprawdzamy, trzymamy rękę na pulsie, ale nie ma żadnego śladu, żeby był tutaj, żeby się choć pojawił. Po prostu żadnego śladu - zapewnia dziel­ni­co­wy.

Może więc Skowroński nie żyje? Tę tezę potwierdzałby fakt, że po roku od zaginięcia biznesmen nie dał śladu życia. Miał kłopoty z oddychaniem, niedługo przed zaginięciem wyszedł ze szpitala. Gdyby porywacze nie wiedzieli o tym, skrępowali go i zakneblowali, biznesmen mógłby tego nie wytrzymać. To jednak domysły. Podobnie jak podejrzenia, że właściciel Inter Commerce został zamordowany przez konkurentów. Przez lata prowadził tajemnicze interesy, o których wiedział tylko on sam.

Być może - czego obawia się Waldemar Kruk (ze Skowrońskim przyjaźni się od dziecka) - biznesmena porwano, aby wymusić na nim podpisanie jakiejś niekorzystnej umowy. - A Rudolf nie poddałby się bez walki - mówi Kruk, sugerując, że w trakcie szamotaniny jego przyjaciel mógł zginąć. Gdy okazało się, że ani policja, ani prywatni detektywi nie są w stanie czegokolwiek ustalić, zdesperowany Kruk poprosił kilka wróżek, aby wskazały miejsce pobytu jego przyjaciela. Za każdym razem odpowiedź była taka sama: Rudolf Skowroński nie żyje.

Ale najważniejszy motyw zaginięcia Skowrońskiego to dokumenty świadczące o łapówkach dla polityków, o których mówił Lepper?!