Dariusz Tytus Przywieczerski (ur. 8 maja 1946 we Włocławku).

Komunista, biznesmen, w przeszłości notowany na liście 100 najbogatszych Polaków "Wprost" (najwyższe w roku 1994 - 32.), skazany w aferze FOZZ. Do dziś poszukiwany jest listem gończym.
Jego ojciec, Edmund, pracował po wojnie w resorcie handlu zagranicznego. Dariusz Przywieczerski ukończył szkołę podstawową w Falenicy. Po maturze wstąpił do komuistycznej PZPR, należał do niej aż do 1989. Studiował na SGPiS w Warszawie.
Po studiach pracował w Centrali Handlu Zagranicznego "Paged", gdzie szybko został zastępcą dyrektora. Od 1974 pracował w Komitecie Centralnym PZPR. W 1980 został radcą handlowym ambasady PRL w Nairobi. Zarabiał pieniądze na dostawach kawy i herbaty do sąsiedniej Ugandy. Po powrocie do kraju w 1985 został dyrektorem firmy "Universal", eksportera AGD.
Po 1989 nadal kierował Universalem. W lipcu 1992 wprowadził Universal na Giełdę. Firma została z Giełdy wyrzucona w 1998 za notoryczne łamanie obowiązku informacyjnego.
W 1989 założył Bank Inicjatyw Gospodarczych (obecnie Bank Millennium). W 1994 kupił za 300 mld starych złotych 20% akcji Polsatu.
Był jednym z zamieszanych w sprawie FOZZ, doradzał jego prezesowi Grzegorzowi Żemkowi. W 2005 został skazany na 3,5 roku więzienia oraz 330 tys. zł grzywny za wyprowadzenie z Funduszu około 1,5 mln dolarów. Przebywał wówczas na Białorusi, skąd uciekł do Londynu, potem do Nowego Jorku, skąd uciekł w nieznanym kierunku.
Do dziś poszukiwany jest listem gończym.
W 2008 roku ustalono jego miejsce pobytu na USA, a urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości odpowiadający za wnioski o ekstradycje, dysponują jego adresem i aktualnym numerem telefonu. Przedstawiciele władz USA nie chcą wydać poszukiwanego, a proces ekstradycyjny ciągnie się od kilku lat.
Występował w telewizyjnych reklamówkach jako Napoleon. Był nawet podobny: niewysoki, pulchny, z szeroką twarzą i wielkim podbródkiem. Tak oto Dariusz Tytus Przywieczerski reklamował Universal, pierwszą sprywatyzowaną centralę handlu zagranicznego.
W 1990 r. Universal wyemitował akcje i stał się symbolem sukcesu w kapitalizmie. W styczniu 1999 Komisja Papierów Wartościowych usunęła jego akcje z publicznego obrotu, co oznacza opuszczenie giełdy. Ukarała go za to, że nie informował akcjonariuszy o wszystkich transakcjach. Długi Universalu przekroczyły 300 mln zł.
Pracowali u niego i robili z nim interesy PRL-owscy ministrowie i działacze SdRP
Po maturze wstąpił do PZPR. Członkiem partii komunitycznej został do jej rozwiązania.
W 1967 r., mając 21 lat, dostał pracę w Centrali Handlu Zagranicznego "Paged", która eksportowała drzewo, papier, meble. Skończył studia w Szkole Głównej Planowania i Statystyki i awansował na zastępcę dyrektora Pagedu.
Przyznał się w 1995 r., że pracował w Komitecie Centralnym PZPR: "Zostałem tam oddelegowany na dwa lata 1974-76 i nie uważam tego za okoliczność obciążającą".
W czerwcu 1976 KC wysłał Przywieczerskiego do Radomia, by zbadał nastroje przed podwyżkami cen szykowanymi przez ekipę Gierka. Po ogłoszeniu podwyżek radomscy robotnicy wyszli na ulice. - Przywieczerski przemawiał do załogi Zakładów Metalowych im. gen. Świerczewskiego "Walter" - mówi Jacek Indelak, autor scenariusza filmu dokumentalnego "Miasto z wyrokiem" (powstał w 1996 r.). - Przemówienie odtwarzano z radiowęzła.
"Mówi Dariusz Przywieczerski, opiekun województwa radomskiego z ramienia Komitetu Centralnego partii. Uczciwą pracą, tak jak uczciwi ludzie, wyrazimy swoje poparcie dla towarzysza Gierka...”
Radom Miasto z wyrokiem Czerwiec 1976 from MrArpone on Vimeo.
Janusz Prokopiak, ówczesny I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Radomiu, tłumaczy: - Nie znam tego przemówienia. Przywieczerski szukał kontaktu z ludźmi, chciał zyskać ich zaufanie
"Kim jestem? Hedonistą" - wyznał Dariusz Tytus Przywieczerski " "Ja nie lubię wydawać pieniędzy. Lubię je mieć. Sam fakt ich posiadania i możliwość pomnażania dają mi przyjemność".
Opowiedział także, jak zarobił pierwszy milion dolarów. Było to w Afryce, dokąd pojechał w 1980 r. jako radca handlowy Ambasady PRL w Nairobi: "Wtedy obowiązywała tzw. umowa kawowa: producenci kawy i herbaty byli ograniczeni kwotami eksportowymi oraz cenami minimalnymi. Jednocześnie np. w Ugandzie, gdzie była wojna, codziennie tysiące ton używek przejeżdżało nielegalnie przez granicę. Moja działalność nie do końca była zgodna z prawem, ale wtedy bardzo niewiele można było zrobić zgodnie z prawem".
Przywieczerski został mianowany dyrektorem Universalu w 1985 r., po powrocie z Afryki. Universal był już od dwóch lat spółką prawa handlowego: 51 proc. miał skarb państwa, resztę - państwowe fabryki, które przez Universal eksportowały. Jednym z udziałowców była Fabryka Lin i Drutu "Drumet" we Włocławku. Jej dyrektor Marek Olewiński (były poseł SdRP, były szef komisji przekształceń własnościowych) zasiadał wówczas w radzie nadzorczej Universalu.

Marek Olewiński odszedł z posady dyrektora Drumetu w 1990 r. We wrześniu 1991 został szefem spółki Universal Kujawy Trade, założonej przez Przywieczerskiego we Włocławku. Spółka otworzyła market spożywczy i hurtownię AGD. Ale miała kłopoty finansowe. Olewiński zrezygnował w 1992r., rok później spółka splajtowała.
W 1989 r. Przywieczerski startował do Senatu jako kandydat niezależny. - Do dziś nikt we Włocławku nie prowadził kampanii wyborczej z takim rozmachem, w amerykańskim stylu - Olewiński jest wciąż pod wrażeniem.
Po porażce politycznej Przywieczerski kupił sobie rezydencję niedaleko Włocławka: XIXwieczny dworek w Głodowie, koło Lipna.
Gdy na Kujawach trwała kampania wyborcza Przywieczerskiego, w Warszawie powstał pierwszy w Polsce prywatny bank - Bank Inicjatyw Gospodarczych. BIG założyło w czerwcu 1989 siedem firm i 14 osób - wśród nich Universal i Dariusz Przywieczerski, który został szefem rady banku. BIG pomógł prywatyzować Universal: wiosną 1990 przygotował publiczną emisję akcji Universalu. Przywieczerski osobiście reklamował je w telewizji. Wystąpił jako Napoleon polskiego biznesu. Klip nadawano przed amerykańskim serialem "Północ - Południe", kupionym dla TVP przez Universal.
Jesienią 1990 r. Universal został sprywatyzowany, udziały skarbu państwa spadły z 51 do 17,5 proc. BIG kupił około 11 proc. akcji. Tak więc BIG i Universal stały się nawzajem swymi właścicielami. Pojawili się też zagraniczni udziałowcy Universalu; najwięksi to szerzej nieznane w Polsce brytyjskie fundusze inwestycyjne Servepart Ltd. i Ullman Shore Ltd.
Tygodnik "Polityka" i Business Centre Club uznały Przywieczerskiego za biznesmena roku.
W 1991 r. Universal kupił państwową Walcownię Metali "Norblin" w Warszawie.
Kolejny minister prywatyzacji Wiesław Kaczmarek wspominał: - W połowie 1994 r. prezes Przywieczerski deklarował, że Universal chce kupić włocławski Drumet. Ale spóźnił się, bo Drumet kupił już poznański biznesmen Krzysztof Niezgoda. Tę transakcję oprotestował mój kolega z SdRP Marek Olewiński, szef sejmowej komisji przekształceń własnościowych.

W listopadzie 1991 Przywieczerski nagle zrezygnował z fotela szefa Universalu i zniknął (potem okazało się, że wyjechał do Londynu). Rezygnacja zbiegła się w czasie z dochodzeniem prokuratury w sprawie Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.
FOZZ powstał u schyłku PRL. W latach 1989-90 potajemnie skupował długi Polski w zachodnich bankach, gdyż cena długu na wolnym rynku była znacznie niższa od nominalnej. Ministerstwo Finansów przeznaczyło na to ok. 10 bln starych złotych. Pieniądze wysyłano za pośrednictwem central handlu zagranicznego, a skupem długu zajmowały się podstawione firmy. Ale w FOZZ panował bałagan. Nie księgowano wykupywania długów i nie dało się ustalić, dokąd powędrowały wszystkie pieniądze.
Na początku 1991 r. FOZZ skontrolowała Najwyższa Izba Kontroli. Ujawniła, że udzielał na własną rękę kredytów i poręczeń (jak pisała "Gazeta", kredyt dostał w 1989 r. komitet wyborczy Przywieczerskiego, kandydata na senatora). Latem 1991 aresztowano dyrektora FOZZ Grzegorza Ż. i jego zastępczynię Janinę Ch., w latach 80. główną księgową Universalu. Prokurator zarzucił im "narażenie skarbu państwa na szkody". Przy okazji wyszło na jaw, że Przywieczerski miał z nimi wspólną firmę TRAST.
W styczniu 1998 prokuratura przesłała do sądu akt oskarżenia w sprawie FOZZ.
Universal najlepiej prosperował w latach 1994-97, gdy dyrektorem generalnym był Jerzy Napiórkowski (wiceminister finansów z lat 1986-90). W 1992 r. został jednym z bohaterów tzw. afery karabinowej. Amerykanie aresztowali go pod zarzutem nielegalnej sprzedaży do Iraku kałasznikowów z radomskiego Łucznika. Dyrektorem Universalu Napiórkowski został w 1994 r. po uwolnieniu i powrocie do kraju. W 1996 r., za jego czasów, Universal przyniósł rekordowy zysk 33 mln zł.
Napiórkowski odszedł nieoczekiwanie w połowie 1997 r. i zotał szefem spółki kontrolowanej przez Sobiesława Zasadę.
Universal nie kupił Łucznika. Za to w grudniu 1997 na giełdzie długów pojawiło się ponad 500 tys. zł, których Universal nie zapłacił Łucznikowi za dostawy. W 1992 r., tuż przed sezonem pielgrzymek, do częstochowskich sklepów Veritasu trafił oryginalny towar: ziemia z Ziemi Świętej, woda z Jordanu oraz różańce i krzyże z drzewa sandałowego. Universal sprowadził je z Izraela. Ziemia w foliowych torebkach i woda w owalnych buteleczkach miały certyfikaty pochodzenia. Ale klienci z Częstochowy nie dowierzali. Pytali, czy woda nie jest z Wisły. Veritas uznał ryzyko handlowe za zbyt wielkie i odesłał towar Universalowi. Firma znalazła kupca na dewocjonalia aż w Argentynie.
W tym samym czasie Universal zaczął zarabiać na produkcji i handlu prezerwatywami. Zajęła się tym spółka Unimil, założona w 1990 r. przez Universal i krakowski Stomil. Zarząd Unimilu był przekonany, że rynek kondomów w Polsce będzie się dynamicznie rozwijał. Wyliczył w 1995 r., że statystyczna polska para używa rocznie sześć kondomów, a na przykład para hiszpańska aż 36! I miał rację. Przez siedem lat produkcja wzrosła dziesięciokrotnie do ponad 100 mln sztuk. Unimil okazał się jedną z najlepszych inwestycji Universalu. W 1997 r. wszedł jako samodzielna spółka na giełdę. Universal zarobił, sprzedając część jego akcji.
Z Universalem wiąże się historia giełdowej spółki Farm Food. Założył ją Dominik Jastrzębski, minister współpracy gospodarczej w rządzie Rakowskiego (1988-89). W 1989 r. kandydował do Senatu z Łomżyńskiego. Po przegranej zbudował w Czyżewie fabrykę mięsa. Jastrzębski był jednym z głównych bohaterów tzw. afery alkoholowej. Trybunał Stanu uznał, że jako minister dopuścił do masowego importu do Polski taniego alkoholu, na czym skarb państwa stracił olbrzymie kwoty.

Z Przywieczerskim znali się z Pagedu, gdzie pracowali w latach 70. Obaj byli dyrektorami. Darzyli się zaufaniem. Przywieczerski i Universal zainwestowali w Farm Food. Mieli więcej udziałów niż sam Jastrzębski. W 1995 r., tuż przed wejściem Farm Foodu na giełdę, do Universalu i jego prezesa należało prawie 18 proc. akcji, do Jastrzębskiego - tylko 10 proc.
Jastrzębski osiadł w Bieszczadach, przejął ziemie po pegeerze i zaczął hodować jałówki na mięso dla Farm Foodu. W swojej rezydencji powiesił na ścianie głowę żyrafy, którą upolował w Afryce. Z jej nóg zrobił stolik. "Barwna postać. Kontrowersyjna. Eleganckie garnitury i krawaty. Na dziesięć słów pięć niecenzuralnych" - pisała o nim "Polityka".
Universal sprzedał większość swoich akcji Farm Foodu w 1997 r.
Janusz Prokopiak, były I sekretarz PZPR w Radomiu, dowiedział się w 1994 r., że Universal będzie remontował budynek przejęty po zakładach im. Róży Luksemburg w Warszawie. Produkowano tam kiedyś lampy jarzeniowe. - Chciałem, by moja firma uczestniczyła w przebudowie. Poszedłem do Przywieczerskiego. Obiecał pomóc. Podpisałem nawet umowę wstępną - opowiada.
Przywieczerski zamierzał przerobić budynek na siedzibę Głównego Urzędu Ceł. Ówczesny prezes GUC, poseł SLD Ireneusz Sekuła (w latach 1983-88 prezes ZUS, potem wicepremier w rządzie Rakowskiego), przyrzekł w grudniu 1994, że kupi budynek. Zapłacił Universalowi zaliczkę 35 mld starych złotych (3,5 mln nowych). Ale GUC nie kupił budynku po Róży Luksemburg. Okazało się, że mury są nasycone rtęcią używaną do produkcji jarzeniówek. Universal bronił się, przedstawiając ekspertyzę, że stężenie rtęci nie zagraża ludziom.

W marcu 1995 premier Oleksy odwołał Sekułę ze stanowiska szefa GUC. A z ekspertyz, które zlecił następca Sekuły Mieczysław Nogaj, wynikało co innego: przebywanie w budynku grozi uszkodzeniem nerek i owrzodzeniami, a koszty usunięcia rtęci mogą przewyższyć jego wartość.
W raporcie kontroli skarbowej zarzucono Sekule, że "niedostatecznie zabezpieczył interesy skarbu państwa", a płacąc Universalowi zaliczkę, "faktycznie kredytował działalność tej firmy". Prasa ujawniła też, że Sekuła jako prezes GUC oferował poręczenie dla Universalu na kredyt w banku.
W listopadzie 1996 Sejm uchylił immunitet poselski Sekuły, a prokurator wszczął postępowanie.
- Szkoda, że z budynkiem zaczęły się problemy - ubolewa przedsiębiorca budowlany Janusz Prokopiak. - Gdyby nie to, ja i moja firma mielibyśmy zajęcie na parę lat.
Były minister prywatyzacji Wiesław Kaczmarek opowiadał: - W 1995 r. sprzedałem Universalowi Warszawską Fabrykę Platerów "Hefra". Miała oddział w Pułtusku. Za PRL zaczęto budować tam wytwórnię aluminiowych sztućców dla armii Układu Warszawskiego. Ale Układ przestał istnieć i nie potrzebował sztućców.
W 1996 r. Universal ogłosił, że na terenie wytwórni sztućców będzie montować koreańskie auta Hyundai. Szefem montowni został Andrzej Jedynak, w latach 70. dyrektor Zjednoczenia Przemysłu Motoryzacyjnego "Polmo", a potem wicepremier (1981-82) i ambasador PRL w Czechosłowacji.
- W tym czasie Unia Europejska protestowała, że w Polsce jest za dużo montowni aut - opowiadał ówczesny premier Włodzimierz Cimoszewicz.
Zdarzało się, że producenci samochodów zakładali w Polsce montownie, by ominąć cło. Części aut do montażu na skalę przemysłową są zwolnione z cła. Wystarczyło więc za granicą rozkręcić auto na kilka części i zadeklarować, że zostanie złożone w Polsce. Z tego patentu skorzystał koreański koncern Daewoo. Ale w lutym 1996 Daewoo kupiło za duże pieniądze warszawską FSO. - Prezes Daewoo przysłał do mnie protest, że zezwalamy konkurencji, czyli Hyundaiowi, montować auta w stodole - opowiadał Włodzimierz Cimoszewicz.
21 sierpnia 1996 rząd zdecydował, że nie będzie nowych montowni. Rozporządzenie podpisane przez premiera miało wejść w życie nazajutrz - w dniu ogłoszenia. Ale Universal miał szczęście. Rozporządzenie - nie wiadomo dlaczego - wydrukowano w Dzienniku Ustaw z trzydniowym opóźnieniem. W ciągu tych trzech dni czeską granicę zdążył przekroczyć pierwszy transport części do hyundaiów i Universal rozpoczął montaż. A rozporządzenie nie dotyczyło montowni, które już działały.
Dariusz Szymczycha, były redaktor naczelny "Trybuny" (Universal ją finansował), opowiada: - Chcieliśmy poprzeć Universal w sporze z rządem.

Od początku 1994 r. "Trybuna" publikowała oficjalne komunikaty Universalu. Prezes przekonywał akcjonariuszy na walnym zgromadzeniu: "Wspieramy polskie interesy, a >Trybuna< jest jednym z niewielu dzienników w naszym kraju, który pozostaje w polskich rękach" ("Rzeczpospolita", 12.01.1994). Nie ujawnił, że w tym właśnie czasie "Trybuna" przechodziła w ręce Universalu.
Dawny organ prasowy PZPR "Trybuna Ludu" był od 1991 r. własnością SdRP.
- Ale partia była finansowym bankrutem. A wokół "Trybuny" zaczęła zaciskać się pętla długów - wspomina Szymczycha. W 1993 r. gazeta była dłużna około 10 mld starych złotych. - Zaczęliśmy szukać inwestora na własną rękę. Poszliśmy z kolegami do Przywieczerskiego. Potem poinformowaliśmy partię, że jest chętny inwestor - mówi Szymczycha.
Partia zgodziła się. Należąca do Universalu firma UnivComp na początku 1994 r. przejęła większościowy pakiet akcji spółki Ad Novum - wydawcy "Trybuny". SdRP zatrzymała prawo do tytułu i wskazania redaktora naczelnego. UnivComp handlował komputerami (dziś telefonami komórkowymi); wyposażył redakcję "Trybuny" w nowoczesne komputery.
Przywieczerski podrzucał swoje tematy. Jak nie lubił prezesa innej firmy, sugerował, aby mu przywalić.
W 1996 r. UnivComp sprzedał swe udziały w wydającej "Trybunę" spółce Ad Novum - Fundacji "Bliżej Świata". Ją także finansował Universal. W "Trybunie" pojawił się prezes tej fundacji Janusz Rolicki.

W lipcu 1997 Przywieczerski zawiadomił Józefa Oleksego, szefa rady nadzorczej Ad Novum, że zarząd tej spółki odwołał Szymczychę i wnosi o powołanie Rolickiego na naczelnego. Szymczycha był na urlopie i dowiedział się o tym z radia. Jako oficjalny powód zmiany podano sytuację finansową "Trybuny".

Jerzy Szmajdziński, od grudnia 1997 wiceprzewodniczący SdRP, zasiadał w radzie nadzorczej Trans Universal Poland, spółki należącej do Universalu, która tirami rozwoziła towary po Europie. W styczniu 1999 weszła na giełdę. - Nie zaprzeczam, że znalazłem się w radzie na skutek osobistej znajomości z panem Przywieczerskim. Poznaliśmy się, gdy zostałem w 1993 sekretarzem generalnym SdRP – powiedział Szmajdziński.
"Dziennikarze niektórych gazet bardzo by się zdziwili, gdyby się dowiedzieli, że ich gazety są częściowo własnością Universalu" - chwalił się Przywieczerski w "Wiadomościach Kulturalnych" w 1995 r. Przyznał, że należą do niego: "Kobieta i Styl", "Zwierciadło", "Przegląd Tygodniowy" oraz że negocjuje zakup "Życia Warszawy" (nie doszło do niego).
We wrześniu 1996 Universal złożył Ministerstwu Prywatyzacji ofertę zakupu Ruchu, największej w Polsce sieci sprzedaży prasy. Zaproponował - w zależności od liczby akcji - od 80 do 120 mln dolarów! W 1997 r. ministerstwo ogłosiło nowy przetarg na Ruch.
Ale największą inwestycją Universalu w media był Polsat. W połowie 1994 r. Universal kupił za 300 mld starych złotych (30 mln nowych) 20 proc. jego akcji. Pół roku wcześniej Polsat dostał koncesję na nadawanie. Groziła mu jej utrata, gdyby nie zgromadził wymaganego kapitału. - Universal był jedyną firmą, która chciała kupić nasze akcje - mówi bez ogródek Zygmunt Solorz, właściciel Polsatu.

Przez trzy lata między Universalem a Polsatem panowała sielanka. Przywieczerski oskarżał w prasie telewizję publiczną o "nastawienie antylewicowe" i "nieuczciwą konkurencję" z Polsatem, któremu odbiera reklamodawców. Polsat bronił Universalu. Między piosenkami disco polo nadawał programy, w których krytykował rząd za utrudnianie Universalowi montażu koreańskich hyundaiów.
Konflikt wybuchł na początku 1998 r. - Straciłem zaufanie do Przywieczerskiego. Dowiedziałem się, że za naszymi plecami zastawił nasze akcje w banku za kredyt - twierdził Solorz. - Obawiałem się, że dowiem się z prasy, kto jest ich nowym właścicielem. Musieliśmy się bronić.
Obrona polegała na tym, że Polsat i związane z nim firmy skupowały akcje i tzw. obligacje zamienne na akcje Universalu. Polsat był o krok od przejęcia Universalu. Gdyby zdołał wymienić obligacje na akcje, stałby się największym akcjonariuszem. Universal oskarżył Polsat o zamiar "wrogiego przejęcia" i z kolei zaoferował akcje Polsatu jego zachodnim konkurentom, w tym koncernowi ITI, właścicielowi TVN.
W maju 1998, po trzech miesiącach wojny, doszło do ugody. Polsat odkupił swoje akcje od Universalu za 120 mln zł. Universal zarobił więc na nich w ciągu trzech lat 400 proc.! Większość tej sumy zabrał bank, który udzielił kredytu pod zastaw akcji Polsatu.
Wiesław Kaczmarek: - Universal był przychylny SdRP, finansował nasze kampanie wyborcze
Przywieczerski starał się pozyskać także polityków przeciwnego obozu: "Nasza firma jest typowym konglomeratem środowiskowym. Jednym z członków rady nadzorczej jest Jacek Merkel, były wiceprzewodniczący >Solidarności<, zastępca Wałęsy" ("Przekrój", 28.05.1995). O Merklu mówił publicznie "mój przyjaciel".
- Poznaliśmy się w 1991, gdy prowadziłem kampanię prezydencką Lecha Wałęsy. Któregoś dnia do naszego sztabu przyszedł Przywieczerski i zaoferował pomoc finansową - wspomina Merkel

Merkel trafił do rady nadzorczej Universalu, gdy w 1993 r. liberałowie przegrali wybory do Sejmu, a on przestał być posłem.
Na liście członków rady nadzorczej w jednym z prospektów Universalu był także inny liberał Andrzej Arendarski, minister współpracy gospodarczej w rządzie Suchockiej, były szef Krajowej Izby Gospodarczej.
Siedzibą Universalu był 13-piętrowy wieżowiec w centrum Warszawy. Wybudowano go w końcu lat 60. Był przedmiotem osobliwej transakcji między Universalem a Bankiem Inicjatyw Gospodarczych. W 1993 r. Universal sprzedał go bankowi po to, by go odkupić w 1994 r. Transakcja ukazuje, jak Universal działa i jak w trudnych chwilach potrafił utrzymać się na powierzchni.
Dzięki sprzedaży wieżowca Universal w 1993 r. nie miał długów i mógł nawet pochwalić się zyskiem. W 1994 r. wyemitował nowe akcje, zarobił na nich, wyszedł na prostą i odkupił wieżowiec. Wszyscy byli zadowoleni: BIG dostał swoje pieniądze, a Universal - siedzibę.
Być może Przywieczerski liczył na kolejne takie transakcje z BIG-iem; w końcu w 1989 r. był jednym z jego założycieli, a BIG miał akcje Universalu (prawie 11 proc.). Ale prezes BIG-u Bogusław Kott postanowił wziąć rozwód z Universalem i w 1993 r. sprzedał jego akcje.
W lutym 1998 "Trybuna" zamieściła cykl artykułów: "Warto inwestować w akcje Universalu". "Ta spółka ma przyszłość", "Giełda powie prawdę".
W maju do wieżowca Universalu zapukał komornik. W imieniu dwóch banków: Banku Rozwoju Eksportu i BIG Banku Gdańskiego zażądał zwrotu kilkunastu milionów złotych. Gdy ich nie otrzymał, zablokował konta firmy. W czerwcu do sądu wpłynął wniosek o upadłość Universalu. Zażądał jej austriacki Raiffeisen Centrobank. Bank ten organizował emisję tzw. bonów dłużnych Universalu. W uproszczeniu - to rodzaj pożyczki udzielanej spółce przez inwestorów. Na bony Universalu zabrakło jednak chętnych, a na wykupienie tych, które były w obiegu z wcześniejszej emisji, Universal nie miał pieniędzy.
"Trybuna" oskarżyła w tytule: "Banki napędziły kłopoty".
Od lutego do sierpnia 1998 cena akcji Universalu spadła z 6 do 2 zł.
Holding Universal składał się w 1997 r. z 51 firm (12 za granicą). W 34 spółka-matka miała ponad połowę udziałów, a w 17 pozostałych - co najmniej 20 proc. Z giełdowych raportów trudno czegokolwiek się dowiedzieć. Nie wiadomo, czym zajmują się niektóre spółki za granicą. Nie ma nawet informacji o związku Universalu z "Trybuną". Pada tylko nazwa właściciela jej wydawcy, Fundacji "Bliżej Świata", i jest wiadomość, że Universal skupuje wielomilionowe długi fundacji.
Na początku stycznia 1999 Komisja Papierów Wartościowych i Giełd wykluczyła akcje Universalu z obrotu publicznego. Oznacza to wyrzucenie z giełdy. Za to, że Universal nie informował o wydarzeniach, które doprowadziły go nad krawędź bankructwa.
Pod koniec 1998 r. straty Universalu sięgnęły zawrotnej sumy 230 mln zł! Ale Universal zdołał uniknąć upadłości. Zawarł z wierzycielami układ. Sąd zatwierdził go w styczniu 1999, już po decyzji KPWiG o wykluczeniu akcji Universalu z publicznego obrotu.
Universal obiecał wierzycielom, że w ciągu czterech lat spłaci 60 proc. długów. Na takie warunki musieli zgodzić się wierzyciele, na których przypada ponad dwie trzecie długów.
Universal miał ułatwione zadanie. Wszystkie jego długi objęte układem to 339 mln zł. Z tego aż 106 mln zł (czyli jedna trzecia) skupiona jest w ręku firmy UnivComp, która należy do holdingu Universal. Dla porównania - na wierzycieli, którzy zgodzili się na układ, przypada "tylko" 94 mln zł (m.in. Pekao SA, Bank Handlowy International, AmerBank, KGHM Polska Miedź). Przeciwni układowi byli m.in. Raiffeisen, BGŻ i BPH.
Politycy SLD twierdzili, że z Raiffeisenem związany był niegdyś minister skarbu Emil Wąsacz (AWS). Był prezesem konsorcjum Raiffeisen Atkins, firmy zarządzającej Narodowym Funduszem Inwestycyjnym "Progress".
Splajtowała też kolejna spółka należąca do Universalu - Fabryka Kuchenek Gazowych "Acanta" (dawniej Polmetal) w Radomiu. Złośliwy los sprawił, że upadłość ogłoszono w dniach, kiedy w Radomiu obchodzono rocznicę wydarzeń czerwcowych z 1976 r. 700 robotników fabryki wyszło na ulice. Krzyczeli jak 20 lat wcześniej: "Chleba i płacy!". I tak jak przed laty okrzyki były skierowane do Dariusza Tytusa Przywieczerskiego.
Był barwną postacią schyłku socjalizmu. Symbolizował wtedy namiastkę wolnego rynku. Chciał się odnaleźć w latach 90., ale jego firma nie przeszła próby - mówi Janusz Lewandowski, b. minister prywatyzacji.

Gdy Dariusz Przywieczerski wpadł w kłopoty, rodzinne więzi wygrały z wieloletnim związkiem. Przez wiele lat jego partnerką życiową i wspólniczką w biznesach była Janina Chim. Kiedyś zwierzył się dziennikarzowi „Dziennika”, że nikomu nie może ufać – „może z wyjątkiem Janki”. Gdy on szefował Universalowi, ona była tam kierownikiem działu. Początkowo nie obnosili się ze swym związkiem – ona mężatka, on żonaty. W 1989 r. zmarł jej mąż. Wielu tych, którzy poznali Przywieczerskiego i Chim po tej dacie, było przekonanych, że są małżeństwem – bywali razem, publicznie okazywali sobie uczucia. W 1989 r. Chim została wicedyrektorem FOZZ. Rok później wraz z szefem FOZZ Grzegorzem Żemkiem i Przywieczerskim zarejestrowali firmę Trast. Potem miało okazać się, że na jej założenie zaciągnęli kredyty – łącznie ponad 500 tys. dol. (z tego 167 tys. Przywieczerski), których zabezpieczeniem były środki FOZZ. Pożyczki nie spłacili i bank ściągnął je z konta Funduszu. To tylko jedna z transakcji, które wspólnie przeprowadzili, a na których stracił Fundusz.

W 1991r. Żemka i Chim aresztowano. Ona – wówczas 41-latka, matka dwóch dorosłych córek, od dwóch lat wdowa, była w drugim miesiącu ciąży. Wypuścili ją z aresztu na dwa tygodnie przed narodzinami syna Aleksandra. Zamieszkała wraz z nim u starszej córki, 22-letniej Urszuli. Regularnie – raz, dwa razy w tygodniu odwiedzał ich Przywieczerski. Po wyjściu z aresztu Chim próbowała prowadzić jeszcze własne biznesy – ostatni padł w 2002r. Potem utrzymywała ją córka. Z trudem wiązały koniec z końcem.
W 2005 r. za zagarnięcie wspólnie z Żemkiem i Przywieczerskim 3,5 mln zł z FOZZ i narażenie Funduszu na stratę co najmniej 19 mld zł – poprzez ich przelewanie na konta różnych spółek (m.in. związanych z Dariuszem Przywieczerskim) – sąd skazał Chim na 6,5 roku więzienia. Odsiedziała trzy. Gdy trafiła za kraty, dziennikarka „Polityki” spytała ją o Przywieczerskiego. Przekonywała, że jest niewinny tak jak ona. „Uciekł, bo zdał sobie sprawę z nieobiektywności procesu”.
Jeszcze w czasie trwania procesu rozpłynął się majątek Przywieczerskiego. Nieoficjalnie wiadomo, że część dobytku w Polsce przepisał na żonę Zofię, dziennikarkę. Córka Anna i syn Tomasz firmowali spółki, które przez jakiś czas były właścicielami firmy Ad Novum – wydawcy „Trybuny”. Anna – spółkę ATH, Tomasz – ATZ. Choć wtajemniczeni twierdzą, że Przywieczerski nigdy nie oddał im kontroli nad gazetą.
W 2004 r., w trakcie procesu FOZZ, Przywieczerski oświadczył sądowi, że nie ma pracy. Żyje z tego, co mu przyśle córka. Anna mieszkała już wówczas w Wielkiej Brytanii, miesiąc przed zakończeniem procesu FOZZ wzięła tam ślub i zmieniła nazwisko na Roberts. Prawdopodobnie to właśnie w Anglii schronił się początkowo przed więzieniem Przywieczerski. Zarejestrowane tam były wówczas co najmniej dwie kontrolowane przez niego spółki – Harsley Dean Ltd. oraz The Pendle Trust Ltd. Dyrektorami obu byli Przywieczerski, jego córka Anna oraz były pracownik FOZZ Radosław Musiał. Druga z tych spółek była niegdyś dystrybutorem Zelmera na Wyspach.
W 2006 r. okazało się, że Przywieczerski jest w USA. Interpol namierzył go w niewielkim miasteczku w stanie New Jersey. Prowadzi firmę handlującą gwoździami, drewnianymi panelami i sprzętem Zelmera. Jak ustaliliśmy, do Stanów ściągnął także swojego syna Tomasza. Do niego należy dziś rezydencja w Apollo Beach na Florydzie, którą cztery lata temu Dariusz Przywieczerski kupił za pół miliona dolarów. On sam – według oficjalnego rejestru hrabstwa Manatee na Florydzie – jest właścicielem innej rezydencji – w Bradenton.
Od 2006 r. polskie władze zabiegają o jego ekstradycję. Parę lat temu władze USA zażądały uzupełnienia wniosku.
Do dziś poszukiwany jest listem gończym.
W 2008 roku ustalono jego miejsce pobytu na USA, a urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości odpowiadający za wnioski o ekstradycje, dysponują jego adresem i aktualnym numerem telefonu. Przedstawiciele władz USA nie chcą wydać poszukiwanego, a proces ekstradycyjny ciągnie się od kilku lat. Pojawiły się informacje, że do ekstradycji nie dojdzie, bo Przywieczerski podjął współpracę z wywiadem USA – CIA.