Marcin Plichta ur. 1984 roku w Gdańsku, założyciel Amber Gold.
Twórca jednej z największych afer w Polsce – „Afery Amber Gold” pod parasolem ochronnym koalicji rządowej PO - PSL!
W latach 2005–2009 był on kilkakrotnie skazywany przez sądy polskie za oszustwa, jednak wymierzane wobec niego kary pozbawienia wolności za każdym razem były warunkowo zawieszane (żadna kara nie została wykonana).
Za młodu Plichta nosił nazwisko Stefański, uczęszczał do liceum ekonomicznego, nie miał zamiaru iść na studia. Miał ideę dotyczącą stworzenia własnego biznesu. W ten sposób powstały Multikasy - miejsce, w którym możliwe było opłacanie rachunków z mniejszą prowizją niż np. na poczcie.
Jednak przedsięwzięcie nie funkcjonowało długo, przelewy przestały zasilać konto zakładu energetycznego.
Wówczas jeszcze jako Stefański został skazany za przekręt na rok i 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu. Pieniądze pokrzywdzonym ludziom nie zostały zwrócone do dziś. Założył on w następnych latach jeszcze kilka firm i miał kilka spraw sądowych. Zakończyły się one wyrokami m.in. za wyłudzanie kredytów.
Jego działania były zawsze podobne, oparte na tym samym schemacie. Stworzony biznes zostawał stosunkowo szybko likwidowany, a po nim zostawały tylko wezwania od komorników i wysokie długi.
Kolejnym jego pomysłem na biznes były Salony finansowe Ex. Trudno nazwać to salonem, gdyż było to niewielkie pomieszczenie przy al. Grunwaldzkiej we Wrzeszczu.
Biznes, polegający na pośrednictwie kredytowym, prowadził już razem z przyszłą żoną. Katarzyna jest dziewczyną z Lipiec, jednej z najbardziej zapuszczonych dzielnic Gdańska. – Ambitna, chciała pracować w banku i liczyć pieniądze, mówiła, że marzy o sławie. Zawsze wszędzie jej było pełno. Mieszkali wtedy u niej, w zdewastowanym domku przy ruchliwej ulicy.
W międzyczasie Stefański stał się Plichtą. Potem był ślub z noszącą to nazwisko Katarzyną. – Plichta brzmi bardziej medialnie – tłumaczył wtedy decyzję o zmianie nazwiska przedsiębiorca.
Na bazie „salonów” Ex w 2009 roku powstał Amber Gold, błyskawicznie zdobywając klientów i czyniąc ze swych właścicieli bogaczy. Skąd Plichta miał na to pieniądze, skoro jeszcze niedawno nie był w stanie oddawać kilkusetzłotowych kwot? To chyba największa tajemnica biznesmena z Gdańska...
27 stycznia 2009 została zarejestrowana przez Sąd Rejonowy Gdańsk-Północ w Gdańsku Grupa Inwestycyjna Ex Sp. z o.o., która 27 lipca 2009 zmieniła nazwę na Amber Gold Sp. z o.o. Firma, podająca się za pierwszy dom składowy w Polsce zajmujący się składowaniem metali szlachetnych, inwestowała w złoto i inne kruszce, a także oferowała klientom kontrowersyjne lokaty w złoto, srebro i platynę, podpisując z nimi tzw. „umowy składu”. Logo firmy przedstawia karawakę tzw. krzyż morowy z XVI wieku, chroniący przed zarazą.
Komisja Nadzoru Finansowego ostrzegała, że Amber Gold nie posiada zezwolenia KNF na wykonywanie czynności bankowych, w szczególności na przyjmowanie wkładów pieniężnych w celu obciążania ich ryzykiem.
d 2 lipca 2012 Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego prowadziła, zlecone jej przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku, śledztwo w sprawie wprowadzenia w błąd klientów firmy co do zabezpieczenia ich lokat zakupem złota oraz podejrzenia prania brudnych pieniędzy.
13 sierpnia 2012 zapadła decyzja o likwidacji spółki i zamknięciu jej oddziałów, a także o wypowiedzeniu wszystkim klientom przedsiębiorstwa obowiązujących umów depozytów towarowych.
Marcinowi P. postawiono szereg zarzutów, m.in. poświadczenia nieprawdy, nieskładanie sprawozdań finansowych spółki, działalność kantorową bez wpisu do rejestru i działalność bankową bez zezwolenia. Równocześnie liczne zarzuty niedopełnienia obowiązków postawiono pracownikom gdańskich urzędów skarbowych oraz sądów (według nich niesłusznie). Postępowanie dyscyplinarne (później umorzone) wszczęto także wobec prokuratora, który zaakceptował wniosek o dobrowolne poddanie się karze przez Marcina P. we wcześniejszych sprawach gospodarczych.
20 września 2012 Sąd Rejonowy Gdańsk-Północ na posiedzeniu niejawnym ogłosił upadłość likwidacyjną spółki Amber Gold Sp. z o.o.
Zagadki związane z Amber Gold.
- Jakimś dziwnym trafem referentka w I Urzędzie Skarbowym w Gdańsku zapomniała wpisać spółkę Amber Gold do systemu Poltax, który ewidencjonuje podatników biznesowych (po ujawnieniu tych zaniedbań zmieniła pracę; dlatego – jak tłumaczy rzecznik Izby Skarbowej – nie może ponieść odpowiedzialności dyscyplinarnej). Amber Gold był jedną z większych gdańskich firm, siedzibę spółki i Izbę Skarbową dzieli pięć minut spaceru. Dzięki temu Amber Gold przez kilka lat mógł się rozwijać nie niepokojony przez skarbówkę.
- Amber Gold nie był przekrętem działającego w pojedynkę Plichty, tylko grupy na tyle wpływowej, by zapewnić piramidzie parasol ochronny. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zakładała, że Amber Gold był pralnią pieniędzy, być może mafijnych. – Pieniądze wręcz wylewały się z firmy – mówił wtedy „Newsweekowi” jeden z agentów ABW zajmujących się sprawą ( prokuratura z Bydgoszczy prowadziła postępowanie w sprawie ujawnienia przez niego informacji ze śledztwa).
- Skoro wszyscy w Amber Gold czują się niewinni i bezpieczni, to tym bardziej można być pewnym, że włos z głowy nie spadnie urzędnikom, którzy przez nieudolność, błędy albo zaniechania przyczynili się do uruchomienia procederu na masową skalę. A potem, kiedy imperium Plichty zaczęło się walić, dali mu kilka tygodni na zrobienie porządków (od wstrzymania wypłat w Amber Gold do zatrzymania Plichty minął prawie miesiąc).
- Jakimś dziwnym trafem referentka w I Urzędzie Skarbowym w Gdańsku zapomniała wpisać spółkę Amber Gold do systemu Poltax, który ewidencjonuje podatników biznesowych (po ujawnieniu tych zaniedbań zmieniła pracę; dlatego – jak tłumaczy rzecznik Izby Skarbowej – nie może ponieść odpowiedzialności dyscyplinarnej). Amber Gold był jedną z większych gdańskich firm, siedzibę spółki i Izbę Skarbową dzieli pięć minut spaceru. Dzięki temu Amber Gold przez kilka lat mógł się rozwijać nie niepokojony przez skarbówkę.
- Amber Gold nie był przekrętem działającego w pojedynkę Plichty, tylko grupy na tyle wpływowej, by zapewnić piramidzie parasol ochronny. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zakładała, że Amber Gold był pralnią pieniędzy, być może mafijnych. – Pieniądze wręcz wylewały się z firmy – mówił wtedy „Newsweekowi” jeden z agentów ABW zajmujących się sprawą ( prokuratura z Bydgoszczy prowadziła postępowanie w sprawie ujawnienia przez niego informacji ze śledztwa).
- Skoro wszyscy w Amber Gold czują się niewinni i bezpieczni, to tym bardziej można być pewnym, że włos z głowy nie spadnie urzędnikom, którzy przez nieudolność, błędy albo zaniechania przyczynili się do uruchomienia procederu na masową skalę. A potem, kiedy imperium Plichty zaczęło się walić, dali mu kilka tygodni na zrobienie porządków (od wstrzymania wypłat w Amber Gold do zatrzymania Plichty minął prawie miesiąc).
- Dokumenty z postępowania upadłościowego tę tezę wydają się potwierdzać. Amber Gold rozrzutnie i notorycznie przepłacał towary i usługi. Za biuro w Gdańsku czy miejsca parkingowe dla licznych służbowych samochodów płacił według stawek warszawskich, choć w Trójmieście jest prawie o połowę taniej. Pośrednik, który pomógł spółce Amber Gold kupić nieruchomość za kilka milionów, dostał za to ponad 800 tys. zł prowizji, kilkanaście razy więcej, niż wynosi zwyczajowa stawka.
- Śledczy muszą wyjaśnić, czy tego typu transakcje to tylko niegospodarność szastającego cudzymi pieniędzmi Plichty, czy może jednak coś więcej. Jeśli bowiem Amber Gold był pralnią pieniędzy, to kluczowe jest pytanie, czyje pieniądze prał – na pewno nie samego Plichty, który jak wynika z danych KRS, przed założeniem Amber Gold był bankrutem
- Według opinii biegłych, do której dotarli dziennikarze RMF FM, Marcin P. działał sam. Specjaliści z firmy Ernst&Young ocenili, że prezes Amber Gold najprawdopodobniej nie miał mocodawców i nikt nie wsparł pieniędzmi jego biznesu.
Analiza opracowana przez Ernst&Young Audyt Polska trafiła do łódzkiej prokuratury pod koniec 2013 roku. Ma ona m.in. służyć do ustalenia faktycznych źródeł finansowania działalności Amber Gold oraz sposobu i poziomu osiąganych przez spółkę zysków. Nad opinią pracowało 28 ekspertów. Do jej treści dotarli dziennikarze RMF FM. Na czyje zlecenie była opracowana ta ekspertyza i kto za nią zapłacił? Ernst&Young potrafi się jak mało kto cenić?
- Zastanawiające jest to jak 28 - letni Maciej Plichta vel Stefański, człowiek z 6 wyrokami w zawieszeniu między innymi za wyłudzenia w ramach spółki Multikasa, a także za wyłudzenia kredytów na podstawione osoby może przez ponad 3 lat być szefem spółki, która gromadzi bez zezwolenia wkłady tysięcy podatników przynajmniej na sumę 80 mln zł, w sytuacji kiedy przynajmniej klika instytucji powinno wiedzieć o jego kryminalnej przeszłości.
- Jak to się dzieje, że gdańska prokuratura mimo doniesienia Krajowego Nadzoru Finansowego w 2009 roku umarza postępowanie wobec Amber Gold, a po odwołaniu się do sądu przez KNF i uchyleniu tego umorzenia, zajmuje się ponowie sprawą dopiero po upływie ponad 2 lat?
- Jak to jest możliwe, że 3-krotnie skazanego Marcina Plichtę przez blisko 3 lata dzielnie wspiera prezydent Gdańska – Paweł Adamowicz (PO), a spółka Amber Gold jest głównym sponsorem wielu inicjatyw kulturalnych, sportowych i społecznych samorządu miasta Gdańska?
- Jak to jest możliwe, że Andrzej Wajda przyjmuje kilka milionów złotych od takiego sponsora na swój film o Wałęsie, choć wszystko wskazuje na to, że te pieniądze mogą pochodzić z oszczędności gromadzonych "na czarną godzinę"??przez starszych ludzi.
- Na te wszystkie pytania nie ma odpowiedzi, ba większość tych pytań w ogóle nie pada a dziennikarze mediów głównego nurtu jak ognia boją się poruszania tematu Tuska i jego syna w związku z aferą Amber Gold.
Gazeta Polska Codziennie” dotarła do dokumentów dotyczących współpracy Michała Tuska z liniami lotniczymi OLT Express, których właścicielem była spółka Amber Gold. Co ciekawe, syn premiera w czerwcu 2011 roku dopytywał, jaki wpływ na losy OLT miałby ewentualny upadek złotego imperium. W tym czasie wobec firmy Marcina Plichty tajne działania prowadziła ABW.
Michał Tusk już w 2011 roku starał się o pracę w OLT Express. Zabiegał również o wypłatę należności widniejących na fakturze wystawionej 15 czerwca br. Mejl w tej sprawie został wysłany z adresu et42@wp.pl, w polu „nadawca” widniało nazwisko „Józef Bąk”, a odbiorcą był Jarosław Frankowski, dyrektor zarządzający OLT Express.
Syn premiera z racji swojej współpracy miał dostęp do poufnych danych OLT Express. I właśnie w związku z tą współpracą i jednoczesną pracą na gdańskim lotnisku, którego właścicielem jest skarb państwa, Stowarzyszenie Stop Korupcji złożyło zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Michała Tuska, który miał działać na szkodę spółki Port Lotniczy Gdańsk sp. z o.o.
W listopadzie 2011 r. syn premiera jako dziennikarz „GW” przeprowadził wywiad z Marcinem Plichtą, prezesem Amber Gold. Kilka tygodni później Michał Tusk zgłosił się do niego z propozycją współpracy.
Kilka miesięcy po pierwszej rozmowie Michała Tuska z Marcinem Plichtą na temat pracy w OLT Express w gdańskim hotelu Hilton doszło do spotkania Marcina Plichty, prezesa Amber Gold, Jarosława Frankowskiego, dyrektora zarządzającego OLT Express, prezesa gdańskiego lotniska, oraz Adama Skoniecznego, kierownika analiz ekonomicznych i marketingu portu lotniczego w Gdańsku.
Michał Tusk był drugim, po Jarosławie Frankowskim, człowiekiem poleconym do pracy w OLT Express przez władze portu lotniczego.
Aviarail, firma Michała Tuska, została założona 15 marca 2012 r. W tym samym dniu podjął on współpracę z OLT Express. Według informacji „Codziennej” syn premiera zastrzegł, że umowa musi być podpisana z OLT, a nie ze spółką Amber Gold, wokół której – co podkreślał – narosło wiele kontrowersji.
Dopiero później, już po podpisaniu umowy z OLT Express, Michał Tusk podjął pracę w gdańskim Porcie Lotniczym im. Lecha Wałęsy.
Prokuratura w związku z tą aferą wykonała ogromną pracę aby nie przedstawić zarzutów karnych Michałowi Tuskowi jako synowi Donalda Tuska – Premiera RP.