Serwis poświęcony elitom politycznym w Polsce po 1989 roku (Okrągły Stół)
Marek Tadeusz Kuchciński
Marek Tadeusz Kuchciński
Marek Tadeusz Kuchciński

Marek Tadeusz Kuchciński (ur. 9 sierpnia 1955 w Przemyślu) – Ukrainiec z Przemyśla, poseł na Sejm IV, V i VI kadencji, były przewodniczący Klubu Parlamentarnego PiS.

Jako wicewojewoda podkarpacki, znany ze swoich sympatii upowsko-banderowskich, wykazał szczególną aktywność w załatwianiu pochówku na cmentarzu wojennym strzelców siczowych w Przemyślu dla ludobójców z UPA zabitych podczas napadu na Birczę.

W młodości związany z subkulturą hipisów.

W 1989 był w Komitecie Obywatelskim w województwie przemyskim oraz w Krajowym Komitecie Obywatelskim "Solidarność" przy Lechu Wałęsie. Od 1990 do 1999 należał do Porozumienia Centrum. Odszedł z PC do PPChD, następnie w 2001 przystąpił do Prawa i Sprawiedliwości.

W latach 1994-1999 był radnym rady miasta w Przemyślu. W latach 1999-2001 zajmował stanowisko drugiego wicewojewody podkarpackiego, w tym czasie postawiono najwięcej pomników dla UPA gloryfikujących faszyzm ukraiński. W tym okresie wydzierżawił od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa prawie 90 ha ziemi w Bieszczadach

W 2001 został wybrany zostaje posłem na Sejmu IV kadencji z listy wyborczej Prawa i Sprawiedliwości, zasiadał w kilku komisjach sejmowych. Był został wiceprzewodniczącym Parlamentarnej Grupy Polsko-Ukraińskiej oraz członkiem Zgromadzenia Polski i Ukrainy.

W wyborach w 2005 ponownie uzyskał mandat poselski, w 2006 objął stanowisko przewodniczącego Klubu Parlamentarnego PiS. W przedterminowych wyborach w 2007 po raz trzeci został posłem, otrzymując w okręgu krośnieńskim 35 060 głosów. 12 stycznia 2008 powołano go na wiceprezesa Prawa i Sprawiedliwości.

Ciekawie o Kuchcińskim pisze portal www.eprzemysl.pl


Z Kart Historii: Poseł Kuchciński, przypomnijmy młodzieży...

Szef Klubu Parlamentarnego PiS, Marek Kuchciński nie boi się lustracji majątkowej. Śpi spokojnie, bo krezusem nie jest. Dowodem jego oświadczenie majątkowe z 20 kwietnia 2006 r. złożone w Sekretariacie Marszałka Sejmu …. 6 dni wcześniej (14.04) nim powstało.

Artykuł ten przypominamy ku przestrodze i niech będzie ON faktem "kręcenia lodów" przez uwczesne, bardzo wątpliwe władze wyuzdanej jak i wymyślonej w schorowanych mózgach włodaży IV RP, która zmarła śmiercią naturalną..

Nasz poseł z ulicy Matejki maczał w tym swoje palce...

Na tle wielu innych wybrańców narodu to Judym: 15000 zł i 300 euro w gotowiźnie, 30 % własności domu w budowie (130 m2 ), wspólne z żoną mieszkanie w po(st?)komunistycznym bloku (49 m2), 1,2 ha ziemi rolnej (4 tys.), 30 % udziału w 18-arowej działce budowlanej, renault megane 1999, książki, obrazy, grafiki, szkło, rzeźby i materiały budowlane. Do spłaty bankowy kredyt (15 tys.) i pożyczka (20 tys.) z Funduszu Świadczeń Socjalnych Posłów Kancelarii Sejmu, zaciągniętą na budowę domu.

W podobnym oświadczeniu złożonym u marszałka Sejmu 28 kwietnia br. rewelacji też nie ma. 10 000 zł i 200 euro pod ręką, dom wciąż w budowie, to samo postkomunistyczne mieszkanie w bloku, podobnej wielkości kredyt w banku, 140 307 PLN wynagrodzeń i diet poselskich. Przybyło tylko 4,6 ha gruntów rolnych (zakup z 31 stycznia br.) bardzo marnej klasy, bo wartych 18000 PLN. Co prawda, media próbowały robić z tego aferę, uznając, że „podejrzanie tanie” te grunty, ale co komu do tego, jakie kto barachło kupi?

W latach 70. był „Członkiem” i „Penelopą” w światku przemyskich hippisów („GW” z 18.11.2006). Kontestował wszystko, co oferowała wtedy młodzieży zbrodnicza, jak wiemy, PRL. Ta sama, która uszczęśliwiała wszystkich pracą i trzeba było mocno pokombinować, aby się nie przemęczać, przynajmniej na państwowym. Obecny poseł (9 sierpnia skończył 52 lata, niech żyje nam) w latach swojej młodości obracał się w kręgu wąchaczy nie zawsze legalnie zdobywanych środków odurzających, czemu zresztą, co się chwali, nie zaprzecza. Z racji tego hobby bywał obiektem bynajmniej nie ”politycznych” zainteresowań przemyskiej MO. Przynajmniej raz z powodu włamu do apteki. Sporo kłopotów i strachu napędził mu pewien lokator, spec od podrabiania lekarskich recept i zdolny kolekcjoner doliniarskich fantów, których smerfy szukały na Matejki.

W latach 80. z „niebieskiego ptaka” awansował do grona opozycjonistów (wciąż są rozbieżne opinie na temat tego kombatanctwa) nękanych przez SB rozmową ostrzegawczą, krótkim „dołkiem” na komendzie, czasem profilaktyczną rewizją. W swoim politycznym CV „Penelopa” chętnie i dużo pisze o swojej walce z „komuną”. Niektórzy oficerowie byłej SB w jakimś stopniu to potwierdzają, ale są i tacy, którzy mówią, że musiał być bardzo mocno zakonspirowany, bo niewiele im wiadomo na ten temat.

– Raz robiłem mu kipisz w domu, nie było nic. Gdy już wychodziłem, jego ojciec zatrzymał mnie i pokazał jakąś książkę z tzw. nielegalnego obiegu. – No i po co pan mi to pokazuje? Przecież ja wiem, że księdza w rodzinie macie, mieszka w Belgii i podsyła takie wydawnictwa - wspomina były bezpiecznik i naczelnik wydziału. Z kolei weteran milicyjnej „kryminalnej” pamięta, jak mocno się zdziwił, gdy esbecja zabrała mu akta sprawy, w którą zamieszany był „Członek”. - Zapomnij o tym, on jest nasz! - usłyszał na odchodnym. Co to miało znaczyć, jak to rozumieć?- zastanawia się dziś.

Janek, swego czasu sympatia, więcej, prawie narzeczony siostry "Penelopy", etatowy oficer bezpieki (Wydział IV), nie powie nic. Wykręca się tajemnicą służbowa, a po drugie – zawsze czuł się w chacie na Matejki jak członek rodziny. Często tam bywał, ale czy tylko w celach czysto towarzyskich, trudno powiedzieć. Może teczka posła, który w tamtym roku w radiu RMF przyznał się, że „chyba” był OZI (osobowe źródło informacji SB) jednoznacznie kiedyś to wyjaśni?


Gdy PRL kończyła swój żywot, Kuchciński paradował już w glorii współzałożyciela przemyskiego Komitetu Obywatelskiego i Przemyskiego Towarzystwa Kulturalnego. To ono było jego odskocznią na polityczne salony a dla Jarosława Kaczyńskiego i kilku innych facjat znanych dziś z pierwszych stron gazet - okazją do publicznego zaistnienia. Dla bliźniaków K. po kopie z Kancelarii Wałęsy na margines życia politycznego. Ideały ideałami, ale szło też dorobić na „wichurze”, bo całkiem za friko nikt gardła wtedy nie zdzierał.

- Już wówczas był zwolennikiem dekomunizacji i lustracji, dlatego wbrew koniunkturze zdecydował się na współpracę polityczną z Jarosławem Kaczyńskim, tworząc na Ziemi Przemyskiej jedną z najlepiej funkcjonujących w kraju struktur Porozumienia Centrum”- tak barwnie i przekonywująco piszą o tym okresie życia swojego szefa pracownicy Biura Poselskiego „Penelopy”. Fakt to bezsporny, że kierując wojewódzką strukturą PC w Przemyślu był bardzo skuteczny - konsekwentnie dążył do celu, nie bacząc na ofiary i koszty. Pewnie dlatego w kampanii 1991 oczernił, czyniąc „klientem prokuratury” przemyskiego artystę-plastyka Józefa Kalinowskiego (skaperował go na listę chadecji były członek pierwszego Zarządu Regionu NSZZ „S”, nieżyjący już Eugeniusz Opacki).

Za tą potwarz razem ze skarbnikiem ZW PC Zygmuntem Grzesiakiem (na spotkaniu z Tadeuszem Mazowieckim nie chciał podać „udecji” swojej grabuli) „Penelopa” zasiadł na ławie oskarżonych. Sprawa I.C.127/92 toczyła się przed Sądem Wojewódzkim w Przemyślu. Rozpraw było kilkanaście, ale obecny szef klubu PiS uczynił zaszczyt Temidzie chyba tylko raz, może dwa razy. 9 listopada 1993 r. zapadł wyrok. Sąd nakazał przeprosić spotwarzonego „politycznego” rywala, zwrócić mu 24,1 mln zł tytułem rekompensaty kosztów, wpłacić starą bańkę na PCK i coś tam jeszcze.

Do dziś mimo upływu prawie 14 lat (dokładnie 165 miesięcy) oszkalowany i ceniony artysta plastyk, pedagog, później dyrektor Liceum Sztuk Plastycznych w Jarosławiu nie tylko nie powąchał ani złotówki, ale i nie usłyszał nawet zwykłego słowa „przepraszam”. Nie było też zapisanych w wyroku przeprosin na łamach „Życia Przemyskiego”. Od kilku lat piszą o tym gazety („Super Nowości”, „Gazeta Wyborcza”, „Dziennik”, „Newsweek” i inne), ale to pisanie na Berdyszów. Jedyny postęp tych publikacji, to obietnica Grzesiaka, że sprawę w końcu „honorowo załatwi”.

Kuchciński jest niewzruszony i nadal milczy. Milczy także jego komórka. Szkoda, bo niedawno jakiś redaktor z Polski chciał go zapytać czy wierzy w cuda. Co myśli o tym, że gdy szykujący się na kolejną dyrektorską kadencję Kalinowski dostał pozytywną opinię od zakładowej „Solidarności”, to jarosławska miejska „S” przerobiła ją na, jakby to powiedzieć, pozytywną inaczej…


W latach 1994-1999 „Penelopa” vel „Członek” miał już wreszcie stałe dochody: dietę radnego Rady Miejskiej w Przemyślu. Miał i osiągnięcia. To dzięki niemu do przemyskiego MZK powrócił na dyrektorski stołek powrócił zasłużony towarzysz, były lektor KW PZPR; „szpiegowi” Oleksemu groził status persony non grata w mieście nad Sanem, a w kolejce po ten zaszczyt czekał nawet prezydent A. Kwaśniewski. W tych też latach dzięki „klimatom” współtworzonym przez środowisko polityczne (?) „Penelopy”, skutecznie (nawet z pomocą koktajli Mołotowa) pogoniono z miasta m.in. Festiwal Kultury Ukraińskiej.„Już wtedy wiele poczynań Kuchcińskiego nijak miało się do deklaracji, a deklaracji do czynów” zapisał jego biograf.

Pięknie za to kwitła polityczna działalność Przemyskiego Towarzystwa Kulturalnego. Wspierał ją prawicowy samorząd miasta, ale była to kropla w morzu potrzeb. Na szczęście o rzut beretem od sztabu PC i PTK działał przemyski oddział Niezależnego Forum Prywatnego Biznesu, gdzie gospodarkę rynkową promowało kilka osób o ambicjach "politycznych".

- Dawaliśmy temu Towarzystwu „Członka” kasę. Były to różne kwoty, jednorazowo nawet do 5000 zł (czek AA 1604866 z 3.10.1996 r.), przekazywane jako darowizny dla PTK, którym Kuchciński kierował. Dawaliśmy pieniądze na bieżącą działalność PC, wyjazdy na kongresy partii do Warszawy, zjazd wojewódzki, wizyty polityków odwiedzających miasto, no i na koszty wizyt prelegentów chałturzących na spotkaniach w Klubie „Nowe Państwo”. Kilkanaście razy płaciliśmy za taksówki, którymi Marek jeździł do Warszawy – wspominają sponsorzy z NFPB. Tylko w latach 1996-1997 oficjalnie (bywało też inaczej), „na papier” przekazali PTK kwotę 11,8 tys. złotych.

Forum pomagało wielu innym potrzebowskim instytucjom, ale z perspektywy czasu wsparcie dla działalności PC i PTK, którymi kierował „Członek” (jakby nie patrzeć, jeden z głównych, wręcz „ideowych” deubekizatorów i dekomunizatorów IV RP) musi zastanawiać i nie chodzi o fundatorów, lecz o beneficjenta kasy. W końcu wśród dobroczyńców z NFPB byli również członkowie dawnego „aparatu komunistycznego”, funkcjonariusze byłej MO i SB prowadzący działalność gospodarczą. To również ich składki pozwalały „Penelopie” rozwinąć skrzydła w świecie wielkiej polityki, bywać na jej salonach i zawierać intratne znajomości w tym światku. To także z pomocą takich złotówek goście PTK i Kuchcińskiego (bracia Kaczyńscy, A. Glapiński, A. Macierewicz, M. Jurek, Z. Najder, J. Parys itd.) mogli roztaczać świetlaną wizję IV RP w kameralnym gronie wolnych słuchaczy zbierających się w przemyskim empiku.

Kto wie, może właśnie z pomocą takich „esbeckich” pieniędzy „Członek” fundował Jarosławowi Kaczyńskiemu pamiętną kolację, na której ponoć osobiście (przynajmniej tak się chwali) wymyślił ideę TKM, którą z sukcesem wcielał AWS, a do perfekcji doprowadzili ją obecni władcy IV RP? Może z takiej to parszywej kasy wypłacano gościom honoraria, pokrywano koszty dojazdu do Przemyśla i pobytu w nim? Nie parzyła, nie budziła odruchów wymiotnych? Orły dekomunizacji nie zachowały rewolucyjnej czujności, nie wyczuły układu i sieci?...

Spore środki na statutową i nominalnie kulturalną, a faktycznie polityczną działalność Przemyskiego Towarzystwa Kulturalnego przeznaczały (poprzez wspomniane już zlecone fuchy) władze miasta. Widać spotkania w „Nowym Państwie”, potępiające w czambuł i dyskredytujące konstytucyjne organy III RP, były dla ówczesnych samorządowców formą działalności kulturalnej.

Mimo takiej prosperity, w końcu lat 90. PTK podupadło i to nie tylko finansowo. Gdy przemyskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej zaczęło żądać zaległych czynszów, debiutujący w ławach na Wiejskiej (2001) Kuchciński ujął się honorem i obiecał zadłużenie spłacić z poselskich apanaży. Ówczesny prezes PGM, Bogusław Pruchnik poszedł mu na rękę i rozłożył 9 600 zł długu na …96 miesięcznych rat. Jak wyglądają spłaty, trudno dociec, bo PGM i miastem rządzi PiS, a nad ich tajemnicą czuwa przegrany w ostatnich wyborach kandydat partii na wójta gminy wiejskiej Przemyśl. Trzeba jednak nadmienić, że różnie w PGM o tych płatnościach się mówi. Są pracownicy, którzy twierdzą, że i za kilkaset złotych zaległości czynszowych można trafić do sądu i, po eksmisji, wylądować na bruku…


Po zwycięskich dla AWS wyborach roku 1997 ikona przemyskiego PC, za jaką już wtedy uchodził M. Kuchciński, pozostawała w cieniu. Szybko jednak upomniała się o swoje. I tak powstało słynne "Memorandum” – dokument poufny” do lidera przemyskiej AWS, posła Krzysztofa Kłaka. Autor tegoż dzieła ubolewał, że „opracowane przez ekspertów PC przed kampanią wyborczą materiały na potrzeby AWS nie spotkały się z żadnym zainteresowaniem".

Szkoda ogromna, bo były tam takie perełki, jak "Polityka narodowościowa (stosunki polsko-ukraińskie)" jego autorstwa oraz „Kierunki polityki prorodzinnej” osobistej małżonki. Kuchciński barwnie opisywał jak to rozstawał się z członkami PC, którzy szerzyli „prywatę i klikowatość" lub miewali kontakty z „układami nomenklatury postkomunistycznej i grupami gospodarczymi o charakterze przestępczym". Przykładem tej zbrodni był opłatek w … Niezależnym Forum Prywatnego Biznesu.

- ***** mać! Jedną ręką, na papier i bez, tysiącami brał kasę od nas, a drugą pisał do AWS donosy na grupę o „charakterze przestępczym". Tą samą, która opłacała mu obiady w „Karpackiej”, załatwiła „piłkarski” etat, dający jako taki staż pracy i ubezpieczenie w ZUS - wspominają „przestępcy”, zgrzytając zębami na wspomnienie tamtych wydarzeń.

Gdy "Członek" został wicewojewodą podkarpackim (1999), z miejsca rzucił się w wir pierwszej w swoim życiu poważnej pracy („pierwszej uczciwej” - mówią jego koledzy). Dojeżdżał służbowym autem, pokonując 4 x 90 km dziennie na trasie Przemyśl-Rzeszów.

– Pracowałem z nim i pusty śmiech mnie ogarnia, gdy mówi dziś o „tanim państwie”, „wysokich standardach kompetencyjnych i moralnych administracji państwowej”, budżecie podziurawionym „ przez różnych liberałów i postkomunistów, którzy przez ostatnich 17 lat działali w Polsce” - kwituje ten epizod kariery „Penelopy” pracownik rzeszowskiego Urzędu Wojewódzkiego, a po szczegóły tych wysokich standardów odsyła m.in. do kierowców UW. – Dziś walczy o odprawy fitosanitarne na przejściu granicznym w Medyce, a kto sprawił, że je tam szlag trafił, krasnoludki? Dobrze chociaż, że odprawy w Korczowej uratowaliśmy, bo też ich tam być nie miało - dodaje urzędnik z Rzeszowa.


Na szczęście, w nawale obowiązków wicewojewoda Kuchciński znalazł trochę czasu, aby wreszcie poważnie pomyśleć o swojej przyszłości. Na dobry początek wydzierżawił w rzeszowskim oddziale AWRSP 89 ha ziemi pod „uprawy ekologiczne”. W Wapowcach zaś zagiął parol na 32,68 ha pięknego gruntu pod lasem, w sąsiedztwie pensjonatu „Niva”, gdzie urządził się już „Mundek” - kolega z lat gniewnej młodości, tak jak i on prześladowany przez MO za niedozwolone eksperymenty, na przykład z kroplami Inoziemcowa. Gdy zamarzyło się Mundkowi 40 arów z mienia gminnego pod budowę stawu, kumpel wicewojewoda całym urzędowym autorytetem zaczął lobować. Jak opętany nęcił wieś kanalizacją, nową drogą i innymi cymesami cywilizacji, ale bezskutecznie, bo chłopi na ludziach się znają – mieli nosa i nie zgodzili się na taki interes. Być może dlatego, że to sam Kuchciński chytrze sprzątnął im dobrą ziemię sprzed nosa. Tą samą, którą bezskutecznie chciało wcześniej wydzierżawić kilku miejscowych rolników.

Kto wie jednak czy w większym stopniu na nieufności mieszkańców Wapowiec nie zaważyła wtedy opinia posła i zdeklarowanego wroga (dziś sojusznika?), eurodeputowanego LPR Andrzeja Zapałowskiego. On to na forum XX Zjazdu Żołnierzy 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK (Warszawa, IX 2000) nazwał Kuchcińskiego Ukraińcem i protegowanym Unii Wolności „ znanym z sympatii banderowsko-upowskich” („Na Rubieży” 52/2001).

Przed wyborami parlamentarnymi 2001 ubiegający się o mandat posła wicewojewoda Kuchciński nie wpisał w oświadczeniu majątkowym hektarów w Wapowcach oraz „łąk w Bieszczadach” (57 ha w Kalnicy k. Zagórza). Najpierw zaklinał się wydawcy „Pogranicza”, że żadnej ziemi nie ma, a później (sprawę ruszyły „Nowiny”) zasłaniając się opinią „swojego prawnika” przekonywał, że ujawniać hektarów nie musiał, bo był jedynie ich dzierżawcą. Mimo to, musiał strupa formalnie się pozbyć. Najprościej poprzez złożenie rezygnacji z dzierżawy i zwrot ziemi do AWRSP. Wybrał inne bardzo niekonwencjonalne rozwiązanie, co też do dziś jest przedmiotem spekulacji i, może niesłusznych, podejrzeń.

Rzutem na taśmę, w przeddzień objęcia mandatu, w siedzibie, w obecności i za zgodą dyrektora rzeszowskiego oddziału AWRSP debiutant na Wiejskiej zrezygnował z ziemi w Wapowcach, po czym … scedował jej dzierżawę na „Mundka”. Tym samym ziemia, na co liczyli chętni na nią rolnicy, nie trafiła na przetarg, a stała się przedmiotem „umowy cesji”, którą zawarli „Członek” i „Mundek”. Nowy (na pewno w papierach) użytkownik ma prawo pierwokupu prawie 33 ha w Wapowcach, które może przejąć na własność za niewiele ponad 200 tysięcy.

Jest o co walczyć, również o odrolnienie tych gruntów. Gdyby dziś po załatwieniu formalności sprzedać je tylko pod działki rekreacyjne, hektary w Wapowcach są warte jakieś trzy miliony. O ile skoczy w górę ich wartość, gdy z pomocą środków UE zostaną uzbrojone i przekwalifikowane na działki budowlane? Znawcy tematu (podając przykład Ostrowa, gdzie ar ziemi pod budowę chadza po 4-5 tys. zł) sądzą, że będą warte 3-4 razy więcej, czyli mniej więcej tyle, ile roczny budżet 9-tysięcznej gminy wiejskiej Przemyśl, w której ziemia ta leży. Czy nie lepiej taką ziemią obdarzyć biedną gminę: niech sobie podzieli grunty na działki budowlane i sprzeda, a z zarobionych pieniędzy funduje mieszkańcom to wszystko, czego im brak? Czyż nie tak powinno postępować „solidarne państwo”?


W wyborach 2001r. M. Kuchcińskiego, ubiegającego się o poselski mandat w okręgu nr 22 (byłe województwa przemyskie i krośnieńskie), poparło 4741 wyborców, czyli 1,49 % głosujących. O ile w rodzinnym mieście Przemyślu wywalczył 7,09 % a w powiecie 2,49 %, to w powiatach lubaczowskim, przeworskim i jarosławskim uzyskał zaledwie 0,42-0,86 % oddanych głosów. Gdyby nie łaskawa ordynacja, sejm oglądałby nadal tylko w telewizji.

Wybory 2005 przysporzyły „Penelopie” już 16, 6 tys. głosów. Trudno powiedzieć na ile przysłużył się temu jego dorobek i aktywność w poprzedniej kadencji, a na ile totalna na Podkarpaciu negacja wszystkiego, co wiązało się z „postkomunistami”, „postliberałami” oraz innymi postami.

Od lipca 2006r. przemyska gwiazda PiS rządzi klubem parlamentarnym tej partii. Jak to robi, słyszy i widzi każdy. Wypowiedzi „Penelopy”, często slogany i pokrętne komunały, teorie „układów” i „sieci” działają na wielu ludzi niczym przysłowiowa płachta na byka. Bywa, że nawet najwięksi do niedawna jego fani przyznają, że swojemu poprzednikowi E. Gosiewskiemu mógłby buty czyścić.

Mimo, że w rankingu mediów Kuchciński uchodzi za jednego z bardziej pracowitych i sumiennych posłów tej kadencji Sejmu („nie wnosi atmosfery nerwowości. Potrafi nawet o kontrowersyjnych sprawach dyskutować bez zacietrzewienia. W polemikach twardy, ale nie przekraczający granic kultury” - Polityka 30/2006) zewsząd dokładają mu dziennikarze. Za całokształt: lapsusy językowe, zabawy z lustracją, „Ubekistan”, układ, szare sieci.

– „ Co zakrawa na śmieszność, projekt projektu ustawy deubekizacyjnej promuje m.in. poseł Marek Kuchciński, przewodniczący Klubu Parlamentarnego PiS, który wcześniej dołożył wszelkich starań, by z pracy nad prezydencką nowelą ustawy lustracyjnej wykluczyć tych polityków PiS, którzy opowiadali się za jawnością i przejrzystością życia publicznego oraz otwarciem archiwów SB” - pisze nawet "Nasz Dziennik" (2007-01-16). Nie próżnują też dobrze zorientowani forumpowicze interesująco komentujący deubekizację a’la Kuchciński (http://www.pardon.pl/artykul/696):

- „Co to jest komunizm, to panowie Kaczyńscy chyba mało mają pojęcia. W swojej natomiast wściekłości do PRL, szkodzą Polsce i doprowadzą do tragedii. Dlatego mianowicie, że aby utrzymać się za wszelką cenę u władzy, dobrali do siebie ludzi karanych wyrokami z Samoobrony, którzy wszystko zrobią by utrzymać się na stołkach. Z drugiej strony przeciwników politycznych Polski. Ludzie np. nie wiedzą, że Przewodniczącym Klubu Parlamentarnego PiS w Sejmie, jest nacjonalista ukraiński Marek Kuchciński - Ukrainiec z Przemyśla. Gdy był wicewojewodą podkarpackim, postawiono najwięcej pomników dla UPA. On nie realizuje polityki dla Polski, a realizuje tajną Uchwałę OUN w Polsce z 22 czerwca 1990 r. w której zawarte są zadania: rozbić służby wywiadu i kontrwywiadu w Polsce, osłabić naszą armię, wciskać się do redakcji, telewizji i gdzie się tylko da, by realizować uchwałę OUN. Jak się podejmie uchwałę, że Urząd Bezpieczeństwa czy Służba Bezpieczeństwa były w Polsce zbrodnicze, to wyjdzie tak, że bandyci z UPA będą bohaterami, bo ich UB i Wojsko Polskie /komunistyczne/ zwalczało. Zastanówcie się panowie posłowie - Polacy, do czego zmierzacie i czyją politykę uprawiacie w Polsce? Zobaczycie co w 2007 r. nacjonaliści z OUN i UPA zrobią na Podkarpaciu. Będą stawiać pomniki dla UPA, takie jak w Pawłokomie i wyjdzie to tak, że to Polacy mordowali Ukraińców, a nie odwrotnie. To są właśnie zalecenia OUN do działalności w Polsce i Ukraińscy nacjonaliści typu Marka Kuchcińskiego realizują tą politykę. Róbcie tak dalej, to was potem przeklną wasze własne dzieci!”

- LOGIK ma rację! Zapytajcie Europosła z Przemyśla Andrzeja Zapałowskiego, to Wam opowie kim jest Marek Kuchciński albo posła DOBROSZA, jak Ukraińcy chcieli go przekupić, by przeforsował w Polskim Sejmie uchwałę potępiającą Wojsko Polskie za operacje wojskową pod nazwą "Wisła", przeciwko UPA w 1947 r. Nasi posłowie są naiwni, a wielu Ukraińców udaje Polaków i robią nacjonalistyczną politykę - wrogą przeciwko Polsce (…) Taka jest prawda i takie są skutki, gdy następuje polityczne zaślepienie i nienawiść do wszystkiego co było w PRL. Do komunizmu w Polsce to było jeszcze daleko... daleko, bo gdyby on był, nie byłoby tylu mądrali antykomunistycznych co teraz. Albo pasaliby krowy, jako analfabeci, albo byliby drwalami na Sybirze! „

Z takimi i wieloma innymi ocenami, pisanymi w równie krytycznym tonie zgadzają się także wnikliwi obserwatorzy działalności „Penelopy” poza Wiejską.

- A co się dzieje na przemyskim podwórku? Zaskakująco, a czasem dziwnie dobrze układają się jego wzajemne relacje z różnymi ludźmi z dawnych układów oraz służb. Kto, jak nie on, wyciszył kiedyś nieprzypadkowe włamanie do siedziby PC? Kto sprawił, że nie nagłośniono sprawy podsłuchu wykrytego w gabinecie prezydenta Sawickiego, a aparatura powróciła do podsłuchujących? Doskonale, na długo przed wyborami samorządowymi wiedział, że desygnowany na stanowisko prezydenta miasta Choma ma teczkę w IPN i był prawdopodobnie TW. Siedział cicho, gdy w samorządzie, a częściowo i sztabie wyborczym PiS brylowali ludzie nie tylko z PZPR-owską przeszłością, z którymi współpracował nader aktywnie - pytają ideowcy z przemyskiego PiS. - Czyje on w końcu majtki nosi, a dla kogo w rzeczywistości gra?

Swego czasu kilku z nich wysmażyło ideowy, pełen wielu trudnych pytań donos do samego marszałka Marka Jurka, licząc na jego reakcję. Jeśli wierzyć przeciekom z Wiejskiej, Jurek nie wyszedłby z PiS a nawet był gotów powrócić pod warunkiem, że zmieni się szef jego Klubu Parlamentarnego. Nie zmienił się, premier był nieugięty. Ponoć odpowiedź na pytanie dlaczego jak niepodległości broni „Penelopy” leży w tych mniej oficjalnych, a może nawet deczko wstydliwych kulisach jego wizyt nad Sanem.

J. Długosz