Serwis poświęcony elitom politycznym w Polsce po 1989 roku (Okrągły Stół)
Lejb Fogelman

Urodził się w Legnicy w żydowskiej rodzinie, a do Warszawy przeprowadził się w wieku 12 lat. Do szkoły chodził m.in. z Lechem i Jarosławem Kaczyńskimi. Potem poszedł na prawo na Uniwersytecie Warszawskim, ale w wyniku antysemickiej nagonki pod koniec lat 60. wyjechał z Polski do Stanów Zjednoczonych. W wywiadzie dla Dziennika opowiadał, że po­cząt­ko­wo miał wybrać Szwecję, ale brat namówił go na Amerykę.

W Stanach Zjednoczonych skończył Uniwersytet Columbii, gdzie zrobił do­kto­rat z historii idei, oraz Harvard, gdzie zdobył tytuł doktora prawa. Stu­dio­wał też na Sorbonie. Pracował w największych kancelariach, a w latach 90. wrócił do Polski.

Lejb Fogelman, senior partner globalnej kancelarii prawniczej Greenberg Traurig, która przyczyniła się do polskiej transformacji w ostatnim dwu­dzie­sto­le­ciu, zajmującej się fuzjami i przejęciami w Polsce. Jego nazwisko pojawiło się w aferze Orlenu.

Lejb Fogelman

Lejb Fogelman jest stałym elementem pejzażu najdroższych warszawskich re­stau­ra­cji, bali i przyjęć. Wszyscy go znają i on zna wszystkich. Ma gest - jak twierdzą jego znajomi. Podczas nocnych sza­leństw potrafi wydać kilka tysięcy do­la­rów. Tak o najbardziej znanym żydowskim prawniku w Warszawie pisał niegdyś ty­god­nik "Nowe Państwo" (5.01.2000 r.).

Fogelman pisze o sobie: Urodziłem się po wojnie w Legnicy, która wtedy bardziej przypominała Saloniki niż polskie miasto. Były w niej tysiące Gre­ków, Żydów, Romów, Niemców i cały bukiet azjatycko-wschodnio-euro­pej­ski, z którego składała się armia radziecka tam stacjonująca (portal in­ter­ne­to­wy www2.inforepublika.pl). W swoim rodzinnym mieście zagościł pono­wnie w czerwcu 2004 r. jako jeden z honorowych gości Pierwszego Wielkiego Zjazdu Legniczan, obok takich postaci, jak Izabela Cywińska czy Anda Rottenberg. A chociaż pochodzi podobno z rodziny krawców i sze­w­ców, to do liceum i na studia uczęszczał już w Warszawie. Na drugim roku prawa opuścił jednak Uniwersytet Warszawski i w 1969 r., na fali emigracji "marcowej", wyjechał do USA, gdzie ukończył studia na Harvardzie i Co­lum­bii. Obecnie należy do warszawskiego Klubu Harwardczyków, czyli ab­sol­wen­tów tej uczelni, założonego przez dziennikarza "Polityki" Andrzeja Krzysztofa Wróblewskiego. - Jesteśmy jak rodzina, Harvard to nasze ko­rze­nie - mówi Fogelman o tej elitarnej organizacji ("Profit", 1.04.2004 r.).
Przez 10 lat praktykował prawo w Bostonie, a w 1990 r. został partnerem zarządzającym biurami zagranicznymi (od Hongkongu po Londyn) w Hun­ton & Williams - jednej z największych międzynarodowych firm praw­ni­czych. Wtedy też wrócił do Warszawy i rozpoczął życie bon vivanta, za­pra­sza­ne­go na wszystkie ważne imprezy i nagłaśnianego przez kolorowe czasopisma. Swego czasu miesięcznik "Twój Styl" uznał go za jednego z dziesięciu najlepiej ubranych Polaków. On sam doskonale zdaje sobie spra­wę, czym spowodowana jest jego popularność: Na mnie się zwraca uwagę, bo odbija się tu ta moja inność - może to, że jestem Żydem, mój wygląd, styl życia. Jakbym ja był arystokratą, to by to nikogo nie dziwiło, a tu się nagle pojawia Lejb Fogelman, co - jak rozumiem - w Polsce brzmi dość szokująco ("Nowe Państwo", 5.01.2005 r.).

Przyjaciół ma wszędzie

W jego towarzystwie lubią się pokazywać aktorzy, pisarze, muzycy, ale także politycy i to z różnych stron sceny politycznej. On sam przyznaje się do przyjaźni - jeszcze z dzieciństwa - z braćmi Kaczyńskimi, a także z Janem Lityńskim, Andrzejem Olechowskim, Michałem Boni i zwłaszcza Cze­sła­wem Bieleckim, który swego czasu wprowadził Fogelmana do władz swojej partii, Ruchu Stu. Natomiast na lewicy żydowski prawnik ma takich znajomych, jak Marek Belka czy Józef Oleksy.
- Lońka Fogelman to mój przyjaciel - mówił były minister skarbu Wie­sław Kaczmarek
("Rzeczpospolita", 12.01.2001 r.), a jego poprzedniczka w tym resorcie, wiceminister Alicja Kornasiewicz z UW, prawa ręka, Le­sz­ka Balcerowicza także była dobrą znajomą warszawskiego bon vivanta. Sam Fogelman tak ją oceniał: Traktuje ministerstwo jak bank inwestycyjny i jest świetnym bankierem, nie urzędnikiem. Jest partnerem w rozmowie dla każdego prezesa firmy na świecie. Bo choć zdziera skórę z inwestorów, których czasem reprezentuję i zawsze przegrywam, to przy przetargach wprowadza przejrzyste reguły: wygrywa ten, kto daje więcej ("Nowe Pań­stwo", 21.04.2000 r.). Wraz z mężem pani Kornasiewicz, Wiesławem, Fogelman zasiada w radzie fundacji edukacyjnej "Prymus", założonej przez Henrykę Bochniarz, byłą minister przemysłu w rządzie Bie­lec­kie­go. Są tam także m.in. żona prezesa NBP Ewa Balcerowicz i współ­wła­ś­ci­ciel TVN Mariusz Walter. Fogelman jest również członkiem Rady Do­rad­ców Fundacji Edukacyjne Centrum Żydowskie w Oświęcimiu, utworzonej w Nowym Jorku. Obok niego znajdziemy tam takie osoby, jak Jan Tomasz Gross, autor kłamliwej książki o zbrodni w Jedwabnem, pisarz Michał Komar czy Stefan Wilkanowicz z "Tygodnika Powszechnego". Na mar­gi­ne­sie dodajmy, że żydowski prawnik zagrał też epizodyczną rolę handlarza złotymi monetami w filmie Pianista Romana Polańskiego, którego współ­pro­du­cen­tem był Lew Rywin.

Szerokie kontakty towarzyskie Lejba Fogelmana niewątpliwie przydają się w jego pracy zawodowej. Wśród jego klientów były i są największe za­gra­nicz­ne koncerny, m.in. amerykański AWI - druga co do wielkości firma na świecie obsługująca loterie, kilka lat temu starająca się o kontrakt na obsługę systemu komputerowego łączącego lottomaty w Totalizatorze Sportowym. I chociaż AWI był jednym z trzech kandydatów do tego kon­trak­tu, to właśnie on cieszył się poparciem ówczesnego prezesa TS Wła­dy­sła­wa Jamrożego (byłego szefa PZU). W listopadzie 2000 r. Jamroży ogłosił już nawet zwycięstwo tego koncernu w przetargu, ale szybko okazało się, że zarząd Totalizatora nie spełnił podstawowych procedur przetargowych i zma­ni­pu­lo­wa­ny "przetarg" trzeba było unieważnić. Ostatecznie operatorem lottomatów została inna amerykańska firma GTECH.

Od kilku lat Fogelman jest senior partnerem na Europę Środkową innej znanej międzynarodowej firmy prawniczej - Dewey Ballantine. Jej war­szaw­skie biuro, zatrudniające 60 prawników, doradzało przy największych i naj­gło­ś­niejszych transakcjach w naszym kraju, m.in. przy zakupie przez polski rząd samolotów wielozadaniowych od koncernu Lockheed Martin czy międzynarodowej ofercie akcji Banku Austria Creditanstalt. Wśród stałych klientów firmy Fogelmana znajduje się również PKN Orlen, któremu prawnicy z Dewey Ballantine pomagali np. w nabyciu od British Petroleum 494 stacji benzynowych w Niemczech.

W tym kontekście interesująco brzmi informacja, podana przez posła Antoniego Macierewicza na posiedzeniu sejmowej Komisji Śledczej, że firma Fogelmana doradzała równocześnie Orlenowi i Kulczyk Holding oraz że opiniowała sławny kontrakt na dostawy ropy z Rosji, którego badaniem zajmuje się Komisja. Macierewicz poruszył ten wątek podczas prze­słu­cha­nia Marka Ungiera, pytając go, czy zna żydowskiego prawnika. Były szef Gabinetu Prezydenta odparł, iż z Fogelmanem widział się kilka razy w ciągu 6-7 lat, dodając: Na pewno bym go poznał i on by poznał mnie. Poseł RKN zapytał więc Ungiera o spotkanie uwiecznione na zdjęciu wiszącym w szat­ni jednej z warszawskich restauracji, gdzie widać, jak przy suto zas­ta­wio­nym stole biesiadują Fogelman, Ungier i inny prezydencki minister Marek Siwiec. To zdjęcie najwyraźniej zaskoczyło Ungiera, ale odpowiedział, że nie potrafi sobie przypomnieć, o czym rozmawiano, chociaż na pewno nie o Orlenie. Na marginesie dodajmy, iż w tej samej szatni wisi również zdjęcie Fogelmana z gazowym potentatem Aleksandrem Gudzowatym.

Warto dodać, że wśród znajomych żydowskiego prawnika są także Andrzej Kuna i Aleksander Żagiel, organizatorzy wiedeńskiego spot­ka­nia Kulczyk-Ałganow. Były szef jednostki GROM, a wcześniej oficer PRL-owskiego wywiadu, gen. Sławomir Petelicki, swego czasu oświadczył, że tę parę biznesmenów przedstawił mu kiedyś właśnie Fogelman, który poznał ich już kilkanaście lat temu, gdy obsługiwał Pepsi, a oni zakładali w Polsce sieć sklepów Billa. Kiedyś nawet poprosili, by pomógł im w sprze­da­ży udziałów Billi, ale nie podjął się tego zadania. Sam Fogelman mó­wił o Kunie i Żaglu: Mieszkają po sąsiedzku ze mną, w osiedlu nie­da­le­ko Królikarni ("Polityka", 6.11.2004 r.).

Czy w świetle tych faktów bywalec warszawskich salonów nie powinien stanąć przed Komisją Śledczą i powiedzieć, co wie o ludziach, którzy de­cy­du­ją o polskiej branży naftowej?

Kancelaria prawna Jarosława Grzesiaka, który wspierał finansowo par­tię Ryszarda Petru, inkasowała za rządów PO z PKN Orlen miliony zło­tych rocznie – ustaliła „Gazeta Polska”.

Wyniki audytu zleconego przez Dawida Jackiewicza, ministra skarbu pań­stwa, są szokujące. Szef resortu podczas wystąpienia w sejmie mówił o licznych zaniedbaniach, nieprawidłowościach i szastaniu pieniędzmi pań­stwowych spółek w okresie rządów PO–PSL. Jednym z przykładów miała być umowa, na podstawie której jedna z kancelarii prawnych inkasowała 1800 zł za godzinę pracy. Żadne szczegóły nie padły. Jednak z ustaleń „Gazety Polskiej” wynika, że najprawdopodobniej chodzi o umo­wę zawartą przez paliwowego giganta PKN Orlen z kancelarią Greenberg Traurig. „GP” dotarła do tego dokumentu oraz do fragmentów audytu ujawniającego, gdzie trafiały miliony, jakie w ostatnich latach za zewnętrzne usługi prawne płacił płocki koncern. Wynika z nich, że najdrożsi prawnicy mieli otrzymywać z kontrolowanego przez skarb państwa koncernu około 2,4tys. zł (545 euro) za godzinę, i to… po rabacie.

Afera Orlenu i konto w UBS

Ulica Książęca 4 w Warszawie. Budynek Giełdy Papierów Wartościowych. To właśnie tu mieści się kancelaria Greenberg Traurig. Partnerem zarządzającym jest tam 50-letni Jarosław Grzesiak. To on – jak ujawniła niedawno „GP” – na fundusz wyborczy Nowoczesnej Ryszarda Petru wpłacił ponad 43 tys. zł. Jednak nazwisko Grzesiaka stało się znane już wiele lat wcześniej dzięki pracy sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen. Mówił o nim lobbysta Marek Dochnal, u którego prawnik gościł zresztą na 40. urodzinach w Monte Carlo. Według jego wersji w okresie, gdy prezydentem był Aleksander Kwaśniewski, a premierem Leszek Miller, zapadła decyzja o oddaniu sektora petrochemicznego rosyjskiemu Łukoilowi. Dochnal powiedział, że udział w tym procesie miało brać również dwóch prawników z kancelarii Dewey Ballantine – Grzesiak i 67-letni Lejb Fogelman, popularny Lońka, dziś również partner w Greenberg Traurig. Mieli oni – zdaniem lobbysty – działać w imieniu Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego oraz nieżyjącego już miliardera Jana Kulczyka. Grzesiak miał zresztą należeć do grona przyjaciół byłego prezydenta.

Obydwaj prawnicy brali udział w największych transakcjach w Polsce po 1989 r., reprezentując interesy najbogatszych Polaków, a także światowych koncernów robiących interesy nad Wisłą. Uczestniczyli też w kluczowych prywatyzacjach. Fogelman był zresztą przesłuchiwany w charakterze świadka w ramach śledztwa dotyczącego podejrzenia korupcji przy sprzedaży przez skarb państwa m.in. STOEN-u i PLL LOT (prowadzi je Prokuratura Regionalna w Katowicach).

Do prywatyzacji PLL LOT doszło 18 listopada 1999 r., gdy Emil Wąsacz, minister skarbu w rządzie Jerzego Buzka, zdecydował się zawrzeć umowę sprzedaży 25 proc. akcji narodowego przewoźnika lotniczego szwaj­car­skie­mu holdingowi SairGroup. Państwowemu przedsiębiorstwu przy tej opie­wa­ją­cej na 136 mln zł transakcji doradzało konsorcjum złożone z Dresdner Kleinwort Benson i Business Management & Finance (BMF).

Katowiccy śledczy, badając tę prywatyzację, skupili się przede wszystkim na tym drugim podmiocie. Nie bez powodu. Założona w 1991 r. BMF jeszcze przed rozstrzygnięciem transakcji sprzedaży pakietu akcji PLL LOT współpracowała z Draco Corporation. Spółka, której właścicielem i pre­ze­sem był Wojciech J., późniejszy wiceminister infrastruktury w rządzie Leszka Millera, miała sporządzać dla firmy z Liechtensteinu raporty na temat rynku lotniczego, inkasując za to ponad 100 tys. dolarów. Według śledczych żadne opracowania nie powstały, a umowy były fikcyjne. Fak­ty­cz­nie pieniądze, które na konto Draco Corporation wpłacało BMF, trafiały potem na konto Wojciecha J. w banku Barclays w St. Peter Port na wyspie Guernsey. Oszukiwano w ten sposób polskiego fiskusa.

Jak dzielono milion dolarów

Nieco ponad dwa miesiące po transakcji sprzedaży pakietu akcji PLL LOT (21 stycznia 2000 r.) na konto Draco Corporation wpłynął milion dolarów, przelany przez inwestora państwowego przewoźnika lotniczego SairGroup. Według katowickich śledczych była to łapówka za pomoc Szwajcarom w przeprowadzeniu tej transakcji. Kto był beneficjentem pieniędzy? Od­po­wiedź na to pytanie kryje wyciąg z dolarowego konta spółki z Liech­ten­stei­nu, które przed przelewem od Szwajcarów było praktycznie puste. Część pieniędzy z tej puli została przeznaczona na spółki związane z Andrzejem Piechockim (Zurawia Estate, Invest Logistics). To były doradca Wiesława Kaczmarka, ministra przekształceń własnościowych, potem ministra skar­bu. W śledztwie dotyczącym nieprawidłowości przy prywatyzacjach usłyszał zarzuty prania brudnych pieniędzy i korupcji. Podobnie jak Wojciech J., do którego również trafiła część sumy przelanej przez SairGroup. Be­ne­fi­cjen­tem tych środków była też zarejestrowana w Hongkongu spółka Prime King International. Część pieniędzy od szwajcarskiego holdingu lotniczego tra­fi­ło także na konto o numerze ZH161511C w banku Paribas w Szwajcarii. Należało ono do płk. Jana Sz., oficera wywiadu wojskowego PRL, potem Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI), w latach 1994–2003 od­po­wie­dzial­ne­go za prywatyzację polskich przedsiębiorstw w Ministerstwie Prze­kształ­ceń Własnościowych i Ministerstwie Skarbu. Zasiadał m.in. w radzie nadzorczej PLL LOT. Prokuratura chciała postawić Sz. zarzut korupcji. Było to jednak niemożliwe, pułkownik zmarł w 2003 r.

Lejb Fogelman na swoje konto w banku UBS w Zurichu o numerze P0152450 otrzymał 380 tys. dolarów z zarejestrowanej w Liech­tens­tei­nie spółki Draco Corporation. To właśnie przez ten podmiot – zdaniem śledczych – przepłynęła łapówka w wysokości miliona dolarów za sprzedaż akcji narodowego przewoźnika lotniczego.

Ile za godzinę pracy?

W 2015 r. Greenberg Traurig obsługiwała największe transakcje w Polsce, w tym refinansowanie zadłużenia o wartości 12,5 mld zł kontrolowanych przez Zygmunta Solorza Cyfrowego Polsatu i Polkomtela. Z usług kan­ce­la­rii korzystały jednak nie tylko prywatne podmioty, lecz także przed­się­bior­stwa z udziałem skarbu państwa, m.in. kierowany przez Jacka Krawca PKN Orlen. Umowa z Greenberg Traurig została zawarta przez koncern na czas nieokreślony (z 30-dniowym okresem wypowiedzenia) 1 sierpnia 2012 r. – ustaliła „Gazeta Polska”. Przedmiot kontraktu określono jako „usługi doradztwa prawnego na rzecz spółki w zakresie i na warunkach w niej określonych”. Szczegółowe zlecenia miały być określane przez dyrektora biura prawnego koncernu.

W umowie zagwarantowano, że Orlen będzie miał 15 proc. rabatu na praw­ni­ków z Warszawy i 30 proc. na prawników z zagranicy. Z kolei do samej umowy dołączono listę prawników (wraz z godzinowym wy­na­gro­dze­niem), z których usług mógł skorzystać koncern.

Najwyżej wycenili swoją pracę trzej zagraniczni prawnicy: Paul Maher, Andrew Caunt i Stephen Gare – 900 euro (około 3,6 tys. zł) za godzinę. Po rabacie wynikającym z umowy było to 545 euro (około 2,4 tys. zł).
Z kolei najdrożsi warszawscy prawnicy to właśnie Fogelman, liczący sobie 550 euro (około 2,4 tys. zł) za godzinę, po rabacie inkasujący od Orlenu 470 euro (około 2 tys. zł), oraz Jarosław Grzesiak ze stawką godzinną 500 euro (około 2,2 tys. zł), ale po rabacie liczący sobie 425 euro (około 1,8 tys. zł).

W grudniu 2016 pojawił się w Polsce były już burmistrz Nowego Jorku Rudolf Giuliani. Pan Giuliani miał się ponoć spotkać z prezesem i stąd właśnie, moim zdaniem, wziął się na ustach prezesa ten lekceważący uśmieszek, który towarzyszył mu przy oglądaniu demonstracji przed sejmem. Tak się jednak składa, że prezes nie był jedyną osobą, dla której pan Giuliani przybył do Polski. Wróble na dachu ćwierkały, że tym drugim człowiekiem, dla którego były już burmistrz Nowego Jorku przybył do Warszawy był Lejb Fogelman.

Pan Fogelman, zanim ujawnił się jako gwiazda blogosfery, roztoczył wokół siebie legendę niezwykle ujmującą. Oto chodził razem z braćmi Ka­czyń­ski­mi do szkoły i tam robili różne głupstwa.

Zajmuje się fuzjami i przejęciami w Polsce.

Czy to przejęcie Polkomtelu przez Zygmunta Solorza-Żaka o największej w historii polskiego rynku wartości 18 mld zł, czy debiut giełdowy Alior Banku, czy wreszcie próby wrogich przejęć Sygnity przez Asseco oraz Puław przez Azoty – wszędzie pojawia się nazwisko Fogelmana i partnera za­rzą­dza­ją­ce­go Greenberg Traurig Jarosława Grzesiaka. Kierowana przez nich kancelaria doradza bowiem przy większości najważniejszych tego typu transakcji. Tylko w tym roku brali udział m.in. w sprzedaży BPH TFI funduszowi Abris i Investors TFI, sprzedaży akcji przez bank BZ WBK, czy debiucie giełdowym Polskiego Holdingu Nieruchomości. Afera Orlenu!

Prawnik celebryta

Lejb Fogelman, Kuba Wojewódzki

Na Harvardzie poznał m.in. byłego amerykańskiego prezydenta Geor­ge’a W. Busha oraz re­pu­b­li­kań­skie­go kongresmena Mitta Romneya, kontrkandydata Baracka Obamy w os­tat­nich wyborach prezydenckich. Zresztą samego Obamę też miał okazję poznać – przez znajomą. Wśród przyjaciół wymienia takie postaci, jak znany ekonomista Roman Frydman, słynny producent hollywoodzki Gene Gutowski, reżyser Roman Polański czy mąż aktorki Michelle Pfeiffer (miał zaproszenie na ślub, ale przyznaje, że nie skorzystał, bo nie wiedział, że to ta Michelle). Podczas stypendium w Rosji poznał aktora i pieśniarza Wło­dzi­mie­rza Wysockiego, a dzięki znajomości z nim – swoją żonę. W Polsce wśród przyjaciół i znajomych wymienia także aktorów: Andrzeja Chyrę, Borysa Szyca czy showmana Kubę Wojewódzkiego.