Serwis poświęcony elitom politycznym w Polsce po 1989 roku (Okrągły Stół)
Afera Alkoholowa

Straty Skarbu Państwa to ponad 2bln zł (dwa biliony złotych)

Afera dotyczyła sprawy odpowiedzialności za niekontrolowany napływ ogromnych ilości importowanego spirytusu do kraju w latach 89-90, co doprowadziło do spadku rodzimej produkcji, strat Skarbu Państwa, a także powstania pierwszych wielkich fortun. O dopuszczenie do afery oskarżano ministrów i szefów Głównego Urzędu Ceł z okresu rządów Rakowskiego i Ma­zo­wie­ckie­go. Po wieloletnim procesie przed Trybunałem Stanu za afe­rę na pięć lat pozbawienia biernego prawa wyborczego skazano osta­te­cz­nie tylko Dominika Jastrzębskiego, ministra współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Rakowskiego i Jerzego Ćwieka, szefa GUC. Trybunał uznał, że nie byli oni winni złamania prawa, ale sprawowali urząd w spo­sób „niedbały i lekkomyślny”.

W chwili wybuchu afery obradował jeszcze sejm X kadencji PRL (kontraktowy), a władzę w Polsce sprawował rząd pierwszego nie­ko­mu­ni­sty­cz­ne­go premiera – Tadeusza Mazowieckiego, w którego skład wchodzili jednak oprócz ministrów z byłej opozycji, także członkowie PZPR, ZSL (potem PSL) i SD. Mazowiecki, a także jego poprzednik – szef ostatniego rządu PRL – Mieczysław Rakowski przeprowadzali na ogromną skalę re­for­my ekonomiczne, polegające na uwolnieniu i urynkowieniu gospodarki. Reformom tym towarzyszyło załamanie kontroli władz sytuacją w kraju. W wielu dziedzinach życia, przede wszystkim właśnie w gospodarce, pa­no­wa­ła całkowita „wolna amerykanka”.

U schyłku PRL rząd Rakowskiego próbował, z różnym skutkiem, "uryn­ko­wic" gospodarkę socjalistyczną. Pod koniec 1988 roku minister współpracy gospodarczej z zagranicą w tym rządzie, Dominik Jastrzębski, zniósł koncesje na import alkoholu. Osoby prywatne, sprowadzające alkohol na własny użytek, miały płacić jedynie niewielkie cło.

Gdy tylko nowe przepisy weszły w życie, przez granicę ruszyły konwoje cystern z alkoholem. Według zasady "kto pierwszy, ten lepszy"- kto wcześniej wiedział o decyzji Jastrzębskiego, ten wyprzedzał konku­rencję.

Rynek był wygłodzony, Polacy mieli za sobą wiele lat alkoholu na kartki (niepijący wymieniali go na czekoladę dla dzieci) i pokątnego pędzenia bimbru, niczym w filmie "Poszukiwany, poszukiwana".

W sierpniu 1989 roku podniesiono krajowe ceny wyrobów spirytusowych, co sprawiło, że ich import stał się jeszcze bardziej opłacalny. Jak to się działo, że hektolitry wysokoprocentowych trunków stawały się - na papierze - alkoholem na własny użytek? Importerzy stosowali różne chwyty, np. "na wesele córki". Czasem ordynarnie fałszowali faktury. Przy działalności na większą skalę opłacało się założyć cały łańcuch spółek, które "czyściły" sprowadzany z zagranicy alkohol.

Powołanie rządu Mazowieckiego niczego na tym rynku nie zmieniło. Karawany cystern nadal ciągnęły przez przejścia graniczne, a celnicy - niekoniecznie za darmo - brali za dobrą monetę wyjaśnienie, że to wszystko "na własny użytek". Owszem, rząd parę razy uszczelniał przepisy, ale natychmiast znajdowano nowe luki i furtki prawne: możliwość sprowadzania alkoholu bez żadnych ograniczeń przez "osoby zagraniczne" albo "w obrocie niehandlowym".

Od listopada 1989 roku towary sprowadzane przez składy celne obłożone były niższym cłem. Dla bogacących się w ekspresowym tempie importerów nie był to żaden problem - skierować rzekę alkoholu przez składy celne.

W lipcu 1990 roku opublikowany został alarmujący raport NIK. Szacował on straty budżetu państwa z tytułu importu alkoholu na prawie 2 biliony ówczesnych złotych. Ubocznym skutkiem "schnapsgate" był spadek pro­du­k­cji alkoholu w Polsce.

"NIK przesadza" - uspokajali przedstawiciele rządu Mazowieckiego.

W Sejmie, uwieńczonej powołaniem komisji nadzwyczajnej do zbadania sprawy importu alkoholu. Przewodniczył jej ówczesny szef Poselskiego Klubu Lewicy Demokratycznej, Włodzimierz Cimoszewicz.

Komisja oczywiście nie znalazła dowodów, że wysocy urzędnicy od­po­wie­dzial­n­i za tworzenie i stosowanie prawa czerpali z tego osobiste korzyści. Byłoby dziwne, gdyby takie dowody znalazła - nie miała własnego "aparatu śledczego", musiała polegać na ustaleniach prokuratury i służb spe­cja­l­nych PRL, które w tamtym okresie dopiero przepoczwarzały się w instytucje demokratycznego państwa.

W raporcie końcowym z czerwca 1991 roku komisja uznała, że aferze winni są wicepremierzy i ministrowie odpowiedzialni za gospodarkę, celnicy i policja. Wszyscy oni wykazali "niekompetencję, lekceważenie bądź wręcz nieświadomość własnych powinności".

Według komisji, przed Trybunałem Stanu powinni stanąć: wicepremier i minister finansów w rządzie Mazowieckiego, Leszek Balcerowicz; kolejni ministrowie spraw wewnętrznych w tym rządzie - Czesław Kiszczak i Krzy­sz­tof Kozłowski, a także były prezes Głównego Urzędu Ceł, Jerzy Ćwiek.

Odpowiedzialni za Aferę Alkoholową!

Dominik Jastrzębski (Ojciec Chrzestny Afery)
Dominik Jastrzębski (Ojciec Chrzestny Afery)
Leszek Balcerowicz(Aaron Bucholz)
Leszek Balcerowicz(Aaron Bucholz)

Czesław Kiszczak
Czesław Kiszczak
Krzysztof Kozłowski
Krzysztof Kozłowski


W wymierzanie sprawiedliwości mocno wmieszała się polityka. W no­wym Sejmie dominowały ugrupowania postsolidarnościowe, Leszek Bal­ce­ro­wicz był wicepremierem i ministrem finansów w rządzie Bie­le­c­kie­go, otoczonym nimbem ojca transformacji. Nie wypadało wręcz ści­gać go za aferę alkoholową.

Uchwałą z marca 1993 roku Sejm umorzył postępowanie wobec wię­kszo­ści osób, które miały stanąć przed TS. Balcerowiczowi poświęcono specjalny fragment tej uchwały: "Organizacja Rady Ministrów, podział obowiązków i kumulacja odpowiedzialności obiektywnie ograniczały możliwość pełnego wywiązania się z połączonych obowiązków wice­pre­mie­ra, odpowiedzialnego za strategiczne reformy, i ministra finansów, który musi poświęcać uwagę bieżącym problemom finansowym państwa i re­sor­tu". Innymi słowy, był zbyt zajęty, żeby zauważyć gigantyczny przemyt alkoholu.

Wreszcie w kwietniu 1996 roku, sześć lat po ujawnieniu afery, przed Trybunałem Stanu stanęli tylko: Dominik Jastrzębski, Andrzej Wróblewski, Czesław Kiszczak, Jerzy Ćwiek oraz nowa postać w tym gronie, Aleksander Mackiewicz, minister rynku wewnętrznego w rządzie Mazowieckiego. Wszy­stkich oskarżono o zaniechanie, bezczynność i niedopełnienie obo­wiąz­ków. Przy okazji Trybunał rozstrzygnął istotny problem prawny: kon­sty­tu­cję lub inne ustawy można naruszyć także "z winy nieumyślnej".

Ostatecznie Jastrzębski i Ćwiek skazani zostali na utratę biernego prawa wyborczego na 5 lat, co trudno uznać za realną dolegliwość. Trybunał orzekł, że obaj nie popełnili przestępstwa, ale sprawowali urzędy "w spo­sób niedbały i lekkomyślny". Pozostali oskarżeni doczekali się oczy­wi­ś­cie uniewinnienia.